Decyzja Chaveza jest reakcją na oskarżenie Bogoty, że na terytorium Wenezueli bezpieczną kryjówkę znaleźli kolumbijscy bojownicy z komunistycznej partyzantki FARC. Na potwierdzenie tych oskarżeń Kolumbia przedstawiła Organizacji Państw Amerykańskich fotografie, nagrania video i mapy. Chavez nazwał oszustwem twierdzenie, że jego kraj umożliwia FARC założenie baz na swoim terytorium. Jego zdaniem, takie informacje to pretekst do wszczęcia kolumbijskiej inwazji, wspieranej przez USA. W niedzielę prezydent powiedział, że przygotowuje się na atak ze strony Kolumbii. Chavez nie sprecyzował jak liczne oddziały wojska zmobilizował, ani gdzie dokładnie je wysłał. Również w piątek Chavez zadeklarował jednak, że aby załagodzić napięcia między sąsiadującymi państwami, minister spraw zagranicznych Wenezueli jest gotów spotkać się z nowym rządem Kolumbii, gdy władzę obejmie prezydent elekt Juan Manuel Santos Calderon, Już w poprzedni weekend około tysiąca żołnierzy wenezuelskiej Gwardii Narodowej przybyło nad granicę z Kolumbią, by wzmocnić posterunki strzegące granicy o długości 2200 km - poinformował Franklin Marquez, regionalny dowódca Gwardii Narodowej. Na razie na granicy panuje spokój i wielu analityków nie wierzy w możliwość wybuchu konfliktu zbrojnego między Wenezuelą a Kolumbią. Nie wykluczają jednak starć w regionie, w którym przemoc jest i tak na porządku dziennym, podsycana przez konflikt ideologii i przemyt narkotyków. USA wzywa Chaveza, by odpowiedział na oskarżenia Kolumbii, że udzielił schronienia dla 1500 kolumbijskich rebeliantów. Prezydent Wenezueli grozi z kolei przerwaniem do USA dostaw ropy. Kolumbijski bank centralny szacuje, że kolumbijski eksport do Wenezueli spadnie w tym roku z 4 do 1,2 mld dolarów (dwa lata temu wyniósł 6 mld).