Przed wygłoszeniem w parlamencie przemówienia o stanie państwa Chavez wymieniał uściski dłoni z przywódcami opozycji. Następnie zaoferował skrócenie z 18 do 5 miesięcy okresu, w którym może pomijać parlament, wydając dekrety. Partia Chaveza (Zjednoczona Partia Socjalistyczna Wenezueli) ma silną większość w Zgromadzeniu Narodowym (parlamencie), ale we wrześniowych wyborach opozycja zdobyła 67 ze 165 mandatów, co oznacza, że rządzący nie dysponują już większością dwóch trzecich, niezbędną do uchwalania niektórych ustaw. Chavez wypowiadał się w sobotę w pojednawczym tonie, ale też podkreślał, że nie zamierza spowalniać swego dążenia do socjalizmu. "Nie myślcie, że Chavez się cofa. Chavez idzie naprzód" - zapewniał. Prawo rządzenia dekretami przez 18 miesięcy parlament przyznał prezydentowi w grudniu. Krytycy nazwali to ciosem w wenezuelską demokrację. Zwolennicy Chaveza twierdzą natomiast, że prezydent potrzebuje takich uprawnień, by móc szybko reagować na klęski żywiołowe. W zeszłym roku nawiedziły Wenezuelę powodzie i osunięcia ziemi, które ponad 130 tys. ludzi pozbawiły dachu nad głową. Chavez zapowiedział w sobotę, że do maja będzie chciał wydać wszystkie dekrety niezbędne do odbudowy po powodziach. Uskarżał się, że jest niesłusznie "demonizowany" na świecie za prawo do rządzenia dekretami.