Brytyjska premier Theresa May cały czas ciuła głosy, by do piątku, 29 marca, Izba Gmin zdołała uchwalić umowę rozwodową z UE - wcześniej dwukrotnie odrzuconą przez brytyjski parlament. Jeśli to się uda, to Wielka Brytania opuści UE w sposób "uporządkowany" 22 maja. Uporządkowany, czyli m.in. z okresem przejściowym i irlandzkim "bezpiecznikiem". Za umową tym razem chce głosować część eurosceptyków, w tym Boris Johnson, którzy obawiają się, że do brexitu może w ogóle nie dojść. Inni eurosceptyczni torysi, jak np. Jacob Rees-Mogg, uzależniają swoje poparcie dla umowy od aprobaty północnoirlandzkich unionistów (DUP), a ci wciąż zapowiadają, że porozumienia nie poprą. May będzie zatem próbowała "dopchnąć kolanem" porozumienie, ale może jej zabraknąć głosów. Jeśli umowa rozwodowa znów zostanie odrzucona, Wielka Brytania będzie musiała się określić, czy wychodzi bez umowy 12 kwietnia, czy umawia się z UE na długie opóźnienie brexitu. Przy długim opóźnieniu rośnie prawdopodobieństwo nowych wyborów i drugiego referendum w sprawie brexitu. Inna sprawa, że spiker Izby Gmin nie chce dopuścić umowy pod głosowanie, argumentując, że zgodnie z dawnym precedensem parlament nie może w tak krótkim czasie ponownie głosować nad tym samym. (mim)