Prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew oświadczył we wtorek, że podjął decyzję o zakończeniu operacji wojskowej w Gruzji. Ogłosił, że jej cele zostały osiągnięte. Jednocześnie Miedwiediew polecił Ministerstwu Obrony i sztabowi generalnemu, by - jak to ujął - w razie powstawania ognisk oporu czy jakichkolwiek przejawów agresji ze strony gruzińskiej podejmowali decyzje o ich likwidacji. Przyczyną takiej decyzji może być - według Malickiego - i to, że w Moskwie stwierdzono, iż Rosji ta wojna się dalej nie opłaca, np. dlatego, że Rosja już w tej chwili jest potępiana przez większość świata. Przyczyna trzecia - wyliczał ekspert - mogła być i taka, że w poniedziałek, jak wiadomo, doszło przynajmniej do dwóch rozmów na wysokim szczeblu między Waszyngtonem a Moskwą. "Być może zagrożono czymś Rosji z Brukseli albo Ameryki, nie potrafię w tej chwili powiedzieć czym, poza tzw. pogorszeniem stosunków, a Rosji jednak zależy na stosunkach z Ameryką" - powiedział. Malicki podkreślił, że to od Unii Europejskiej zależy teraz, na jakie pozycje wycofają się wojska rosyjskie. Ekspert prognozuje, że Rosjanie wycofają się z Gori na linię Osetii i "będą chciały udawać wojska pokojowe". "Być może będą to nawet te same wojska, które jeszcze dzisiaj strzelały. Ale dzisiaj każdy uczciwy polityk wie jedno - i to jest wielki sukces Gruzji - że Rosja jest stroną w tej walce, więc nie może być mediatorem" - dodaje Malicki. W ocenie rozmówcy, Rosjanie będą natomiast chcieli zachować kontrolę nad wąwozem Kodori w Abchazji, który przed wybuchem konfliktu kontrolowała Gruzja. - Kluczowa rola należy teraz do misji pertraktacyjnej UE, a być może również amerykańskiej. Nie ma innych wielkich graczy. Polska nie ma niestety wielkiej roli do odegrania w tej sytuacji, poza wspomożeniem psychicznym walczącej Gruzji - mówi Malicki. Do Tbilisi udał się prezydent Lech Kaczyński. Prezydentowi towarzyszą prezydenci Litwy, Łotwy, Estonii i Ukrainy. Malicki pochwala ten pomysł, choć przyznaje, że misja prezydentów nie ma żadnego znaczenia w sensie mediacyjnym. - Każdy z tych pięciu prezydentów jest skompromitowany w Moskwie, a mediatorem może być tylko ktoś, kto cieszy się zaufaniem obu stron. To jest misja, która ma na celu podtrzymanie na duchu Gruzinów, którzy przegrali wojnę. Ich niepodległość była zagrożona, a siły demokratycznego świata, jak uważają Gruzini, a ja nie jestem daleki od takiego stwierdzenia, nie wypowiedziały się wystarczająco w obronie Gruzji - powiedział ekspert.