Cameron, który zakończył trzydniową wizytę w krajach Bliskiego Wschodu spotka się z Merkel na Downing Street w środę. Dziennikarzom powiedział, że będzie nalegał na dotrzymanie porozumienia z 2010 r. podpisanego przez niego, ówczesnego prezydenta Francji Nicolasa Sarkozy'ego oraz Angelę Merkel, które przewidywało zamrożenie lub zmniejszenie wieloletniego budżetu UE. - Jeśli przyjrzeć się temu, co stało się w Europie po 2010 r., to widać, że poziomy długu i deficytu pogorszyły się, zamiast poprawić i dlatego argumenty zawarte w naszym wspólnym liście z 2010 r. są dziś tym ważniejsze - zaznaczył Cameron. Brytyjski premier ostro krytykuje Komisję za to, że domaga się cięć wydatków od innych, a sama nie ma w planach żadnych cięć swojej własnej administracji. - Propozycje budżetowe Komisji są szczególnie warte odnotowania nie tylko dlatego, że zakładają niedorzeczną zwyżkę budżetu o 100 mld euro, ale także dlatego, że nie przewidują żadnej obniżki kosztów w centralnej (unijnej) administracji. Wszyscy inni muszą podejmować trudne decyzje (budżetowe) - podkreślił. - W Wielkiej Brytanii obniżyliśmy uposażenia ministerialne, zamroziliśmy diety poselskie, zmniejszyliśmy zatrudnienie w administracji państwowej, zredukowaliśmy liczbę quasi-rządowych agend, zmniejszyliśmy wydatki z budżetu centralnego. Podobnych działań oczekujemy od UE - mówił dziennikarzom. Cameron zaznaczył, że świadom jest trudności strefy euro, ale wskazał, że budżet UE jest dla 27 członków, a nie tylko dla 17 państw eurolandu. - Jeśli strefa euro chce własnego budżetu, to powinna go mieć, jeśli chce systemu transferów fiskalnych, to może go mieć, jeśli chce instrumentów finansowego wsparcia dla zadłużonych członków, to może je ustanowić, ale budżet UE nie powinien służyć pośredniej realizacji tych celów - przekonywał. Stanowisko Londynu zakłada zamrożenie budżetu UE (zwyżkę tylko w stopniu odpowiadającym inflacji). Eurosceptyczne skrzydło konserwatystów i opozycyjna Partia Pracy chcą realnego zmniejszenia wydatków.