- Musimy w pełni ustalić, co się stało. Ale coraz więcej dowodów prowadzi do jasnego wniosku: malezyjski samolot został wysadzony w powietrzu przez rakietę ziemia-powietrze wystrzeloną z obszaru kontrolowanego przez rebeliantów - napisał Cameron w gazecie "Sunday Times". Jeśli to się potwierdzi, będzie to oznaczać "bezpośrednie następstwo destabilizacji przez Rosję suwerennego kraju, naruszania jego integralności terytorialnej, wspierania brutalnych milicji oraz ich szkolenia i zbrojenia" - ocenił. "Przekuć gniew w działanie" Brytyjski premier ostrzegł, że jeśli prezydent Rosji Władimir Putin nie zmieni swojego stosunku do Ukrainy, "wówczas Europa i Zachód będą musiały fundamentalnie zmienić swoje podejście do Rosji". Już czas, sprawić, by "liczyły się potęga, wpływ i zasoby Europy" - wezwał, przekonując, że europejskie "gospodarki są silne i będą coraz silniejsze". Zaapelował następnie, by przekuć gniew po czwartkowej katastrofie malezyjskiego samolotu w działanie. "A czasami zachowujemy się tak, jak byśmy potrzebowali Rosji bardziej niż Rosja nas" - ocenił brytyjski premier w artykule. Skrytykował również niektóre kraje Unii Europejskiej za zbyt opieszałą reakcję na postępowanie Kremla. "Zbyt długo zbyt wiele europejskich krajów było niechętnych, aby stawić czoło następstwom tego, co dzieje się we wschodniej Ukrainie" - wyraził opinię. "Sponsorowana wojna jest całkowicie nie do przyjęcia" Wcześniej kancelaria premiera Camerona podała, że szefowie rządów W. Brytanii i Holandii zgodnie uznali w sobotę, że UE będzie musiała zweryfikować swe podejście do Rosji w związku z dowodami, świadczącymi, iż prorosyjscy separatyści na Ukrainie zestrzelili malezyjski samolot. David Cameron i Mark Rutte rozmawiali tego dnia przez telefon. Z kolei brytyjski minister obrony Michael Fallon ostrzegł, że wobec Rosji można zastosować "pakiet kolejnych sankcji". "Jeśli Rosja okaże się głównym winowajcą (zestrzelenia malezyjskiego boeinga), możemy podjąć przeciwko niej kolejne kroki i jasno pokazać, że tego rodzaju sponsorowana wojna jest całkowicie nie do przyjęcia" - powiedział gazecie "Mail on Sunday". Na pokładzie malezyjskiego Boeinga 777, który leciał z Amsterdamu do Kuala Lumpur, było 298 osób; wszyscy zginęli.