Były szef sztabu Donalda Trumpa na 305 lat do więzienia?
We wtorek, 31 lipca, w stanie Wirginia rozpoczyna się proces Paula Manaforta, byłego szefa sztabu wyborczego Donalda Trumpa.
69-letni Manafort będzie sądzony w sprawie 18 zarzutów. Oskarżony jest m.in. o oszustwa podatkowe.
Zarzuty są wynikiem śledztwa zespołu prokuratora specjalnego Roberta Muellera. Został on powołany, by zbadać rosyjską ingerencję w wybory prezydenckie z 2016 roku, w tym domniemane powiązania sztabu Donalda Trumpa z Kremlem.
Manafort dojedzie na rozprawę prosto z aresztu. Trafił tam ponownie w czerwcu po tym, jak próbował wpływać na świadków. Przeciwko Manafortowi zeznawać ma 30 osób. Maksymalna kara, jaką może usłyszeć, to 305 lat więzienia.
Odrębna rozprawa czeka też Manaforta przed sądem w Waszyngtonie (siedem kolejnych zarzutów) - tam odpowie za m.in. konspirację przeciw USA.
Proces w Waszyngtonie ma się rozpocząć we wrześniu, po zakończeniu procesu w Wirginii.
Dodajmy, że były szef sztabu Trumpa nie jest sądzony w sprawie konspiracji z Kremlem, co jest przecież głównym przedmiotem śledztwa Muellera. Dlaczego zatem Manafort jest oskarżony w innych sprawach? Otóż mandat Muellera upoważnia go do badania wszelkich przestępstw, na które natknie się w trakcie swojego śledztwa. Spekulowano, że oskarżenia o malwersacje miały skłonić Manaforta, by poszedł na współpracę ze śledczymi, tak jak to miało miejsce choćby w przypadku jego zastępcy - Ricka Gatesa. Manafort nie zawarł jednak żadnej ugody.
Prezydent USA w ostatnim czasie dystansował się od Manaforta. "Pracował dla mnie ile? 49 dni czy coś takiego?" - mówił. Manafort był szefem jego kampanii przez pięć miesięcy. Został zdymisjonowany, gdy wyszły na jaw jego powiązania z byłym prezydentem Ukrainy Wiktorem Janukowyczem.
(mim)