Enchbajar, premier w latach 2000-04 i prezydent w latach 2005-09 nadal cieszy się dużymi wpływami politycznymi. Prowadził w sondażach przed czwartkowym głosowaniem i spodziewano się, że jego, powstała rok temu, Mongolska Partia Ludowo-Rewolucyjna (MPLR) zdobędzie dość mandatów, by odegrać rolę w tworzeniu przyszłego rządu. MPLR odwołująca się w nazwie do czasów komunistycznych domaga się, by stawiano większe wymagania zagranicznemu kapitałowi inwestującemu w eksploatację bogactw naturalnych Mongolii. Ich wartość szacowana jest na bilion dolarów. Partia obiecuje wystąpienie do trybunału konstytucyjnego, argumentując, że aresztowany w kwietniu przywódca nie został jeszcze skazany. Były prezydent i jego rodzina utrzymują, że zarzuty o korupcję i nadużycie władzy sfabrykowano, by wykluczyć go z wyborów. Enchbajar chce m.in. rewizji kontraktu z 2009 roku, przyznającego 66 proc. udziałów w eksploatacji ogromnego złoża miedzi i złota Oju-Tołgoj kanadyjskiej firmie Ivanhoe Mines oraz koncernowi Rio Tinto. Twierdzi też, że węgiel ze złoża Tawan-Tołgoj (największe na świecie złoże węgla koksowniczego - 7,5 mld ton) powinien pozostać w rękach mongolskich. PKW w poniedziałek wykluczyła z ubiegania się o jeden z 76 mandatów w jednoizbowym parlamencie - Wielkim Churale Państwowym - także syna Enchbajara, 25-letniego Batszagara, którego czeka dwuletnia obowiązkowa służba wojskowa. W sondażu z zeszłego tygodnia prowadziła 42 procentami głosów Partia Demokratyczna przed rządzącą Mongolską Partią Ludową (MPL), na którą chciało głosować 28 proc.; na koalicję MPLR Enchbajara z jeszcze jedną partią chce oddać głosy 24 proc. wyborców. - Wielu Mongołów uważa, że partia rządząca źle rozegrała sprawę Enchbajara - mówi Luwsandendew Sumati, prezes fundacji Sant Maral - organizacji pozarządowej, która chce wzmocnienia demokracji w Mongolii i od 1995 roku prowadzi również ośrodek sondażowy. I MPL i opozycyjna Partia Demokratyczna twierdzą, że chcą opracować sprawiedliwszą redystrybucję dochodów z bogactw naturalnych kraju. Współrządziły one przez większość ostatniej dekady i część opinii publicznej uważa, że każda z nich na pierwszym miejscu stawia własne interesy. "Ludzie nie lubią obu partii, ponieważ współpracowały ze sobą przez lata - wskazuje Bajandżargał Ojuntuja Chatdzijin, student, który popiera niezależnego kandydata do Churału. - Mówią, że jedna warta jest drugiej i że wszyscy są skorumpowani". - Pytanie brzmi, jak partie zamierzają korzystać z pieniędzy, płynących z eksploatacji bogactw mineralnych - podkreśla komentator polityczny i prezenter telewizyjny Dżargałsajchan Dambadardża w rozmowie z AFP. - A my jesteśmy zmęczeni konfliktami interesów i malwersacjami funduszy publicznych dla celów politycznych". Jak ocenia ta agencja, życie polityczne w Mongolii toczy się jednak zasadniczo spokojnie. Mongolia, która pod względem powierzchni jest 19. krajem na świecie (trzykrotnie większym od Francji), ma zaledwie 2,7 mln mieszkańców, z których 38 proc. mieszka w miastach. Wielu z nich martwią rosnące w kraju wpływy Chińczyków i Rosjan, a obaw tych nie rozwiały plany oddania do eksploatacji części złóż Tawan-Tołgoj inwestorom z Chin i Rosji. Eksploatacja bogactw mineralnych leży u podłoża nie tylko wzrostu gospodarczego, ale również drastycznych nierówności w Mongolii. Specjalista ds. środowiska Kirk Olson, który w Mongolii od 12 lat pracuje nad projektami Banku Światowego, mówi o "niewiarygodnej nierówności". Jak wyjaśnia, z jednej strony powstały kolosalne fortuny, których właściciele przykładowo wynajmują na noc całe lotniska, żeby pojeździć sobie samochodem po pasach startowych, a z drugiej strony widok sześcioletnich dzieci nocujących na ulicy nie jest czymś niezwykłym.