Hidżab podkreślił na konferencji prasowej w stolicy Jordanii, Ammanie, że przeszedł na stronę rebeliantów z własnej woli i nie został zdymisjonowany, jak utrzymywały syryjskie władze. W swym pierwszym po ucieczce wystąpieniu nazwał prezydenta Baszara el-Asada "wrogiem Boga". Według niego "reżim jest na skraju upadku moralnego i gospodarczego". Przypomniał, że na stronę rebeliantów walczących od 17 miesięcy z reżimem przeszedł z własnej woli i nie został zdymisjonowany, jak utrzymywały syryjskie władze. Dodał, że postanowił nie wspierać już Asada, gdyż uważa, że syryjski prezydent nie jest zdolny do przerwania walk. Dodał, że "czuje w sercu ból" z powodu nalotów i innych ataków sił rządowych na opozycję. "Byłem bezsilny, aby przerwać te ataki" - podkreślił Hidżab, występując na tle flagi rebeliantów. Zaapelował też do innych polityków i wojskowych o przyłączenie się do opozycji. "Apeluję do wojska, aby poszło za przykładem wojsk egipskich i tunezyjskich i przyłączyło się do narodu" - dodał. Było to pierwsze publiczne wystąpienie byłego premiera po jego ucieczce wraz z rodziną z Syrii w ubiegłym tygodniu. Jest on najwyższym rangą politykiem, który porzucił reżim Asada. Byli libijscy powstańcy przyłączają się do rewolty przeciwko Asadowi Weterani zeszłorocznego konfliktu zbrojnego w Libii szkolą syryjskich rebeliantów i pomagają im w organizowaniu oddziałów. Warunki są jednak o wiele trudniejsze niż te, które panowały podczas rewolty przeciwko Muammarowi Kadafiemu - pisze we wtorek Reuters. Informacje te przekazał bojownik Husam Nadżar, który jest snajperem i walczył w brygadzie powstańczej dowodzonej przez Al-Mahdiego Al-Haratiego; zajęła ona siedzibę Kadafiego w Trypolisie. Nadżar, którego ojciec jest Libijczykiem, a matka Irlandką, poinformował, że pochodzący z zachodniej Libii Harati obecnie dowodzi oddziałami w Syrii. W ich skład wchodzą głównie Syryjczycy, ale są tam też zagraniczni bojownicy, w tym ok. 20 członków libijskiej brygady. Przed kilkoma miesiącami Harati poprosił Nadżara, by przyłączył się do walki. Nadżar wyjaśnił, że syryjskich rebeliantów wspierają libijscy specjaliści od broni ciężkiej, łączności i logistyki. Działają m.in. w bazach szkoleniowych. Bojownik twierdzi, że do walki planują przyłączyć się tysiące sunnitów z krajów arabskich. Po przyjeździe do Syrii Nadżar był zaskoczony, że rebelianci są słabo uzbrojeni i zdezorganizowani. "Prawie się popłakałem, gdy zobaczyłem ich broń. Karabiny były prawie bezużyteczne" - opowiadał bojownik. "Na szczęście możemy im w tym pomóc, wiemy, jak naprawiać broń i ją konserwować" - dodał. Według weterana w ciągu kilku miesięcy, które minęły od jego przyjazdu do Syrii, arsenał rebeliantów zwiększył się pięciokrotnie. Bojownicy otrzymali m.in. broń przeciwlotniczą i karabiny snajperskie. W przeciwieństwie do libijskich powstańców, którzy korzystali z ustanowienia przez siły międzynarodowe strefy zakazu lotów i mogli tworzyć obozy szkoleniowe z prawdziwego zdarzenia, rebelianci w Syrii nigdy nie są poza zasięgiem sił powietrznych prezydenta Baszara el-Asada. Zdaniem Nadżara represje, jakim poddawani są przez alawicki reżim sunnici w Syrii są większe niż te, które za rządów Kadafiego dotykały Libijczyków. Ocenił, że "jednym z największych powodów opóźniających rewolucję jest brak jedności wśród rebeliantów". "Tu nie chodzi tylko o upadek Asada, lecz o przejęcie kontroli nad krajem przez syryjskich sunnitów i odsunięcie od władzy mniejszości, która przez lata ich prześladowała" - dodał. Obecność zagranicznych bojowników jest delikatną kwestią dla syryjskich rebeliantów. Rząd Asada określa swoich przeciwników jako "terrorystów" wspieranych przez Turcję i kraje Zatoki Perskiej. Oskarża przy tym Ankarę i sunnickie państwa regionu o zbrojenie i finansowanie rebeliantów, a także o dowodzenie ich oddziałami.