Pierwotnie powrót ratowników był planowany na sobotę. Przesunął się z powodu usterki układu sterowania samolotu, który stał w bazie w Portoryko - tam stwierdzono usterkę i w ciągu kilku godzin ją naprawiono. W tym czasie ratownicy czekali w stolicy Haiti Port-au-Prince. Na pewno było warto Na lotnisku w Warszawie ratowników przywitał m.in. szef MSWiA Jerzy Miller i komendant główny PSP Wiesław Leśniakiewicz. - Udzielaliśmy pomocy ratowniczej i medycznej. Podsumowując, na pewno było warto, udało się uczestniczyć w największej międzynarodowej operacji ratowniczej, jaka miała miejsce w historii - powiedział dziennikarzom dowódca grupy ratowniczej Mariusz Feltynowski. Jak dodał, dotąd na Haiti uratowano ponad 130 osób uwięzionych pod gruzami. - W chwili obecnej faza ratownicza się zakończyła. Teraz jest czas na pomoc humanitarną - podkreślił Feltynowski. Strażacy, których podróż powrotna do Polski trwała ponad 20 godzin, podkreślali, że działania ratownicze utrudniała m.in. wysoka temperatura, ok. 30 stopni, oraz tłumy ludzi, które przyglądały się pracy ratowników. - Tam była słaba organizacja jeżeli chodzi o przeszukiwanie (gruzowisk-red.). Wiele służb nie stosowało się do oznaczeń międzynarodowych. Rzucano nas w pewne sektory, spotykaliśmy miejsca, które już były przeszukiwane, nie za bardzo można było współpracować z miejscową ludnością - mówił inny z ratowników, Krzysztof Gruca. Dodał, że pomoc humanitarna udzielana jest chaotycznie. - Niektórzy w dalszym ciągu nie mają dostępu do tej pomocy, szczególnie we wioskach i regionach oddalonych o stolicy Haiti, także na pewno jest to problem - podkreślił Gruca. Ludzie z maczetami Jeden z oficerów Biura Ochrony Rządu towarzyszący polskim ratownikom zaznaczył, że na Haiti w dalszym ciągu jest niebezpiecznie, a problemem jest brak żywności i wody. - Każdy biały człowiek był kojarzony jako osoba, która ma jedzenie i picie. (...) Widzieliśmy ludzi z maczetami, którzy próbowali zakłócić pracę - powiedział oficer BOR. Jak dodał, lokalne władze mają problemy z opanowaniem sytuacji oraz zapewnieniem bezpieczeństwa. - W nocy, gdy jest ciemno, dużo ludzi chodzi po ulicach, nie ma gdzie spać, także zapanować nad tym nie jest łatwo - powiedział. Polacy w akcji 54 ratowników z 10 psami z Ciężkiej Grupy Poszukiwawczo-Ratowniczej Państwowej Straży Pożarnej przez tydzień poszukiwało żywych ludzi pod gruzami, udzielało pomocy rannym i poszkodowanym. Ratownicy zabrali na Haiti 4 tony specjalistycznego sprzętu - geofony, kamery wziernikowe i termowizyjne oraz sprzęt mechaniczny i hydrauliczny do odgruzowywania ofiar. Polscy ratownicy, którzy w piątek 15 stycznia wyruszyli nieść pomoc poszkodowanym w wyniku trzęsienia ziemi na Haiti, przystąpili do akcji ratowniczej w stolicy tego kraju Port-au-Prince w niedzielę przed południem czasu lokalnego. Dotarcie na miejsce trzęsienia ziemi zajęło ratownikom wiele godzin, ponieważ droga, którą zmierzali ze stolicy Dominikany Santo Domingo do Port-au-Prince była słabo przejezdna ze względu na zniszczoną infrastrukturę i duże natężenie ruchu. Po przybyciu do Port-au-Prince Polacy otrzymali zadania od sztabu kierującego akcją ratowniczą - przydzielono im jeden z sektorów miasta. Po jakimś czasie sztab koordynujący akcję ratowniczą asekuracyjnie podjął decyzję o wycofaniu polskiej grupy z tego sektora, ponieważ w okolicy słychać było odgłosy strzałów. W następnych dniach polscy ratownicy razem z innymi grupami, m.in. niemiecką, przeszukiwali kolejne sektory na przedmieściach i pod stolicą Haiti Port-au-Prince. Przeszukiwania na przedmieściach zostały czasowo wstrzymane, ponieważ żołnierze z sił ONZ zapewniający ochronę grupom ratowniczym w tym rejonie zostali skierowani do rozdziału pomocy humanitarnej. We wtorek polscy ratownicy przeszukiwali teren studenckiego kampusu położonego w centrum stolicy Haiti. Później zostali poproszeni o pomoc przez jedną z ekip, która próbowała dotrzeć do dwóch osób. Niestety, okazało się, że już nie żyją. Znów zatrzęsło W środę rano na Haiti ponownie zatrzęsła się ziemia. Siłę wstrząsów oceniono na 6 stopni w skali Richtera. Epicentrum znajdowało się ok. 60 km na północny zachód od stolicy. Wstrząsy były odczuwalne w obozie, w którym przebywali Polacy. 15 z nich razem z Niemcami i Brytyjczykami utworzyło tzw. grupę szybkiego reagowania i zostało wysłanych do miejscowości Petit Goave, która dotknięta została najsilniejszymi wstrząsami wtórnymi. Ratownicy zorganizowali tam punkt medyczny, w którym udzielili pierwszej pomocy 75 rannym. Pozostali polscy ratownicy tego samego dnia przeszukiwali kolejne sektory na obszarze objętym przez ubiegłotygodniowe wstrząsy, w tym teren szkoły w miejscowości położonej nieopodal Port-au-Prince. Pomagali w rozładowaniu polskiego samolotu TU-154 z pomocą humanitarną dla mieszkańców Haiti. W czwartek polska grupa prowadziła działania wspólnie z ratownikami angielskimi. W godzinach popołudniowych grupa ratowników z USA poprosiła Polaków o pomoc w przeszukaniu ich sektora. Ciężka Grupa Poszukiwawczo-Ratownicza PSP to jedna z 11 na całym świecie takich grup z certyfikatem Organizacji Narodów Zjednoczonych. Uzyskanie go sprawia, że ONZ ma pewność, iż są one technicznie i logistycznie przygotowani do niesienia pomocy w każdym zakątku świata. 12 stycznia Haiti nawiedziło najsilniejsze od ponad 200 lat trzęsienie ziemi - o sile 7-7,3 st. Jak dotąd w tym regionie nastąpiło kilkadziesiąt wstrząsów wtórnych o sile 4,5 st. lub większej. Haitańska minister kultury i łączności Marie-Laurence Jocelyn Lassegue poinformowała w sobotę, że zebrano zwłoki około 120 tysięcy ofiar, ale ostateczna liczba zabitych może być większa o dziesiątki tysięcy.