Prezydent Lech Kaczyński powiedział, że "jest oczywiste", że Rosjanie będą nazywali prowokacją niedzielny incydent w Gruzji. - Jasne, że będzie się mówiło, że to jest gruzińska prowokacja - ocenił L.Kaczyński na poniedziałkowej konferencji prasowej. W niedzielę konwój samochodów z prezydentami L. Kaczyńskim i Micheilem Saakaszwilim został zatrzymany przy granicy z Osetią Południową. W pobliżu rozległy się strzały. Nikomu nic się nie stało. Zdarzenie to jako prowokację określił w poniedziałek minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow. Według niego, nie po raz pierwszy zdarza się, że władze gruzińskie coś organizują, a potem oskarżają stronę rosyjską i południowoosetyjską. Lech Kaczyński przyznał, że wypowiedź Siergieja Ławrowa go nie niepokoi, bo uważa ją za "oczywistą". - Jasne, że strona rosyjska się do tego nie przyzna - zaznaczył. - Mnie niepokoją wypowiedzi w Polsce, które wskazują na siłę czegoś, co bym określił jako prorosyjskie lobby w naszym kraju. To jest rzeczywiście niepokojące. Bo to, że Rosjanie będą twierdzili, że to jest prowokacja, jest to oczywiste - zaznaczył prezydent. Dopytywany, jakie konkretnie wypowiedzi uznaje za wpływ "prorosyjskiego lobby" odparł, że są to "wypowiedzi, które kwestionowały oczywiste fakty". Według L.Kaczyńskiego, niemożliwe było, by szef rosyjskiego MSZ stwierdził: "Tak, nasi żołnierze otworzyli ogień". Jak mówił prezydent, ogień otworzono może nie tyle do dwóch prezydentów, bo nie czuł "świstu kul koło siebie", ale w każdym razie go otworzono. Jak dodał, o ile dobrze pamięta, odgłos strzałów - to był odgłos kałasznikowa. - Tam były trzy lub cztery serie z kałasznikowa - ocenił. Prezydent był pytany, czy nie uważa, iż zbyt pochopnie stwierdził, że to Rosjanie strzelali do prezydenckiej kolumny. Jak odparł, zdawał sobie sprawę z tego, że w miejscowości, którą chciał mu pokazać Micheil Saakaszwili są właśnie rosyjskie posterunki, chociaż - jak zaznaczył - powinno ich nie być. - Ten posterunek chciałem zobaczyć, nie sądziłem, że usłyszę serię z broni maszynowej w odległości mniej więcej 25 metrów ode mnie - powiedział L.Kaczyński. Prezydent dodał, że od dawna wiedział, iż w miejscowości przy granicy z Osetią Południową, gdzie doszło do incydentu, są rosyjskie oddziały. - Podjeżdżamy do miejsca, gdzie stoi grupa uzbrojonych i umundurowanych - jak się wydaje - mężczyzn. Mówię jak się wydaje, bo tam było dość ciemno. I najpierw zaczyna krzyczeć strasznie, a następnie otwiera ogień - relacjonował prezydent. Jego zdaniem, są pełne podstawy od tego, żeby twierdzić, że byli to Rosjanie. Prezydent dodał, że obecna postawa Unii Europejskiej wobec Rosji niczego dobrego ani jej, "ani światu, ani obywatelom Rosji nie przyniesie". Jak dodał, "nigdy nie ukrywał", że nie zgadza się z decyzją ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego o tym, żeby Polska, razem z innymi krajami Unii, zezwoliła na negocjacje ws. umowy o partnerstwie między UE a Rosją.