był bardzo inteligentny, ale nie uczył się najlepiej - wspomina Jose Ignacio swego kolegę z ławy szkolnej. - Miał jednak znakomitą pamięć, pamiętał całe strony tekstu. Brylował też w sporcie. Był jednak wtedy bardzo nieśmiały. W ostatniej klasie zorganizowano konkurs przemawiania i Fidel wypadł słabo. Nie szło mu też z dziewczynami z powodu tej nieśmiałości. Pochodził z dysfunkcjonalnej rodziny i miał wiele kompleksów. Castro był nieślubnym dzieckiem i dopiero w 15 roku życia został uznany przez swego ojca. - Na uniwersytecie Castro zmienił się. Przyłączał się do działających tam gangów. Znęcał się nad młodszymi od siebie, ale silniejszych się bał - ciągnie Rasco. Kiedy na Kubie zwyciężyła rewolucja (styczeń 1959 r.), jej przywódca zaproponował pracę swemu koledze z lat młodości. Rasco został jednym z sekretarzy prasowych Castro i jeździł z nim w zagraniczne podróże, m.in. w kwietniu 1959 r. do USA. Dyktator szukał wtedy współpracy z Waszyngtonem i podkreślał, że nie jest komunistą, tylko prawdziwym demokratą. Z czasem Rasco zaczął jednak się orientować, że Castro nie chce demokracji. Pod koniec 1959 r. wraz z grupą przyjaciół założył Ruch Chrześcijańsko-Demokratyczny, zalążek nowej kubańskiej partii chadeckiej. Castro zadzwonił do niego, oskarżył o działanie przeciw rewolucji i zagroził mu, że "zginie". - Wiedzieliśmy, że służba bezpieczeństwa depcze nam po piętach. Poszedłem do ambasady Ekwadoru i poprosiłem o azyl. Stamtąd odleciałem do Miami, a potem do Meksyku. Rząd meksykański wydalił mnie jednak, bo nie chciał, żebyśmy rozrabiali przeciw Fidelowi. Wróciłem więc do USA - mówi Rasco. W kwietniu 1961 r. Rasco nie wziął udziału w inwazji w Zatoce Świń, gdyż - jak mówi - "nie zgadzał się z CIA", która szkoliła uchodźców i przygotowała ich do tej akcji. Miał jednak nadzieję, że inwazja się uda i reżim Castro runie. Przygotowywał się do desantu na wyspę z inną grupą, działającą niezależnie od CIA. Inwazja, w której uczestniczyło 1500 ochotników, zakończyła się klęską. Na "Calle Ocho" w Miami, centrum "Małej Hawany", stoi pomnik poległych na Playa Giron - plaży w zatoce, gdzie wylądowali ochotnicy. Reżim Castro przetrwał do dziś i przeżył dziesięciu kolejnych prezydentów USA.