W zeszłym tygodniu były szef kancelarii wiceprezydenta Dicka Cheneya Lewis Libby zeznał, że przeciek informacji z raportu CIA do mediów autoryzować miał sam prezydent. Bush miał osobiście upoważnić wysokiego urzędnika Białego Domu do podsunięcia mediom tajnych informacji CIA na temat irackiej broni masowego rażenia. Przeciw głowie państwa podniosła się fala krytyki. Prawnicy orzekli, że Bush miał prawo odtajnić informacje z tajnego raportu z CIA. Jednocześnie skrytykowali sposób w jaki to uczyniono - przekazując mediom cząstkowe informacje, zamiast poinformowania wprost opinii publicznej o raporcie. Demokraci w Kongresie zarzucili prezydentowi manipulowanie informacjami. Zdaniem komentatorów, sprawa rzuciła cień na prezydenta, który wcześniej sam bardzo krytycznie wypowiadał się o "nielegalnych przeciekach" do prasy. Poniedziałkowe wystąpienie Busha na uniwersytecie im. Johnsa Hopkinsa z wykładem o Iraku to pierwsza publiczna wypowiedź prezydenta od czasu ubiegłotygodniowych rewelacji Cheneya. Broniąc swojej decyzji, prezydent powiedział, że jego celem było pokazanie ludziom prawdy i przekazanie im lepszego obrazu tego, o czym wcześniej mówił w swoich przemówieniach.