Bush mówił o tym w swoim pierwszym orędziu o stanie państwa, wygłoszonym wczoraj wieczorem na wspólnym posiedzeniu obu izb Kongresu USA. Wystąpienie transmitowały wszystkie liczące się stacje telewizyjne w Stanach Zjednoczonych. - W chwili, gdy się tutaj zbieramy, nasz kraj jest w stanie wojny, nasza gospodarka jest w recesji, a cały cywilizowany świat stoi w obliczu bezprecedensowego zagrożenia. Mimo to nasze państwo nigdy nie było tak silne, jak teraz - powiedział prezydent. - Wojnę wygramy, recesję pokonamy - obiecał Bush. Biały Dom o skali zagrożenia terrorystycznego w USA Biały Dom mówi Amerykanom, że grozi im do 100 tysięcy terrorystów, wyszkolonych w Afganistanie i porozmieszczanych na całym świecie; dotychczas mówiło się o znacznie mniejszej skali zagrożenia terroryzmem. Eksperci nie kryją wątpliwości. Przedstawiciele administracji USA, domagający się największego wzrostu wydatków wojskowych od dwóch dziesięcioleci, przedstawiali ten ponury obraz zagrożenia wczoraj, na kilka godzin przed prezydenckim orędziem o stanie państwa. Prezydent ujął to potem następująco: "Nasz kraj prowadzi wojnę, gospodarka znajduje się w recesji, a cywilizowany świat stoi w obliczu bezprecedensowych niebezpieczeństw". Prezydent przypomniał sukcesy kampanii w Afganistanie, ale podkreślił, że wojna z terroryzmem wcale się na niej nie zakończy. Ostrzegł też kraje, które sponsorują terrorystów i gromadzą broń masowego rażenia - wymieniając Irak, Iran i Koreę Północną - że mogą się spodziewać prewencyjnej akcji zbrojnej ze strony USA. "The New York Times": Bush rozszerza strategię wojny z terroryzmem George W. Bush rozszerzył amerykańską doktrynę wojny z terroryzmem - pisze opiniotwórczy dziennik "The New York Times", komentując orędzie prezydenta USA o stanie państwa. Amerykańska strategia obejmuje teraz nie tylko kraje, które udzielają schronienia terrorystom, ale także te, które Stany Zjednoczone podejrzewają o prace nad budową broni masowego rażenia. Gazeta pisze, że prezydent Bush przedstawił wizję niezwykle ambitnej kampanii dyplomatycznej, a być może także militarnej przeciwko szeroko pojętemu terroryzmowi. Miałaby ona powstrzymać Koreę Północną, Iran a przede wszystkim Irak przed wejściem w posiadanie broni nuklearnej. Bush chce zmusić też te państwa do zaprzestania prowadzenia badań nad rozwojem broni biologicznej i chemicznej (według ekspertów, Iran, Irak i Korea Północna mają spore arsenały broni typu B i C). Co więcej, prezydent dał też do zrozumienia, że niebezpieczeństwo jest tak poważne, iż nie można wykluczyć prewencyjnego uderzenia USA. "Czas nie działa na korzyść Ameryki" - podkreślił prezydent Bush. "The New York Times" zauważa też, że amerykański przywódca nie używał już znanego z czasów Billa Clintona (poprzedniego prezydenta) określenia "wrogie państwa". Opisał je natomiast jako "wcielenie zła". W orędziu nie było bezpośrednio wzmianki o możliwości przeprowadzenia akcji wojskowej, co wynika - zdaniem gazety - z faktu, iż w samej administracji wciąż nie ma zgody co do jej przeprowadzenia (za militarną operacją przeciwko Irakowi optuje np. Paul Wolfwowitz, wiceszef Departamentu Obrony, przeciwko jest sekretarz obrony, Donald Rumsfeld). Słowa prezydenta sugerowały jednak, że przychyla się raczej do zdania, że trzeba działać szybko i zdecydowanie. Co prawda, nie wiadomo, jak taka operacja miałaby wyglądać, ale nie ma jednak wątpliwości, że jej cele są szersze niż dotychczas.