- Prezydent George W. Bush powstrzyma się z formalną deklaracją zwycięstwa, aby dać swemu rywalowi Johnowi Kerry'emu "czas na refleksję" nad wynikami - powiedział szef personelu Białego Domu, Andy Card. Sztab Busha przyjmuje kwestionowane przez demokratów wyniki wyborów w stanie Ohio i uznaje, że ma wobec tego już 274 głosy elektorskie. Do zwycięstwa w wyborach potrzebnych jest 270 głosów. Wątpliwości w sprawie tak zwanych głosów tymczasowych w stanie Ohio - jednym z najważniejszych tzw. stanów niezdecydowanych, gdzie dwaj rywale długo szli łeb w łeb - opóźniają ogłoszenie końcowego werdyktu. Aby osiągnąć "magiczną liczbę" 270, obaj rywale muszą wygrać w Ohio. Po obliczeniu głosów z 99 procent obwodów wyborczych w tym stanie prezydent miał tam 145 tysięcy głosów więcej niż Kerry. Jednak demokraci uważają, że twierdzenia republikanów o sukcesie Busha w Ohio są przedwczesne, bo trzeba najpierw obliczyć wszystkie głosy, w szczególności sprawdzić i uwzględnić 250 tysięcy tak zwanych głosów tymczasowych (warunkowych). Głosy tymczasowe - wprowadzone w tych wyborach prezydenckich po raz pierwszy - przyznaje się osobom, które nie znalazły swego nazwiska na liście wyborców, ale oświadczają, że mają prawo głosować. Sprawdzenie, czy tak rzeczywiście jest, może potrwać w Ohio nawet 11dni. Kandydat demokratów na wiceprezydenta John Edwards zapowiedział walkę o każdy głos, oddany w wyborach prezydenckich. - Będziemy walczyć o każdy pojedynczy głos, możemy poczekać jedną noc dłużej na nasze zwycięstwo - oświadczył Edwards odnosząc się do kwestii liczenia głosów w Ohio. Po przeliczeniu głosów w 97 procentach obwodów wyborczych George W. Bush ma 57 432 504 głosy (51 procent), zaś John Kerry - 53 757 732 głosy (48 procent). Liczy się jednak nie liczba głosów wyborców, ale głosów elektorskich, które uzyskuje się za zwycięstwa w poszczególnych stanach. Po zwycięstwie w Nevadzie i nie licząc Ohio, Bush zgromadził 254 głosy elektorskie. Uzyskał je, wygrywając w 28 stanach. Kerry zwyciężył w 19 stanach i w stołecznym Dystrykcie Kolumbii, co dało mu 252 głosy elektorskie. Do zwycięstwa w 538-miejscowym Kolegium Elektorskim, które 13 grudnia ma ostatecznie wybrać prezydenta, wystarczy 270 głosów. Do podziału dzisiaj rano były jeszcze - oprócz Ohio - 7 głosów elektorskich w Iowie i 5 w Nowym Meksyku. George W. Bush wygrał w stanach: Georgia, Indiana, Kentucky, Zachodnia Wirginia, Wirginia, Alabama, Tennessee, Oklahoma, Północna i Południowa Karolina, Teksas, Kansas, Nebraska, Północna i Południowa Dakota, Wyoming, Luizjana, Missisipi, Utah, Missouri, Arkansas, Idaho, Arizona, Montana, Kolorado, Floryda, Alaska, Nevada. Kandydat demokratów senator John Kerry w: Connecticut, Delaware, Illinois, Maryland, Massachusetts, Maine, New Jersey, Vermont, Dystrykcie Kolumbii, Nowym Jorku, Rhode Island, Pensylwanii, Kalifornii, Waszyngtonie, Oregonie, Minnesocie, New Hampshire, Michigan, Wisconsin i na Hawajach. Dopiero 4 godziny po zamknięciu lokali wyborczych okazało się, że to Bush wygrał na Florydzie, w jednym z najważniejszych stanów. Liczenie głosów odbywało się tam wyjątkowo skrupulatnie i ostrożnie, by nie doszło do przedwczesnego ogłoszenia zwycięzcy i powtórzenia sytuacji sprzed czterech lat, kiedy o zwycięstwie zadecydował dopiero Sąd Najwyższy. Frekwencja była rekordowa - według ekspertów największa od 40 lat. Co dziesiąty wyborca głosuje po raz pierwszy. Są to przeważnie ludzie młodzi, z których większość sygnalizowała chęć poparcia Kerry'ego. Republikanie utrzymują władzę Republikanie utrzymali większość w Izbie Reprezentantów Kongresu USA w równocześnie odbywających się wyborach do tego gremium. Według niepełnych rezultatów głosowania, kandydaci Partii Republikańskiej zdobyli dotychczas 182 miejsca w liczącej 435 deputowanych Izbie Reprezentantów i mają szanse zdobyć dalszych 41. Dałoby to im co najmniej 223 miejsca, o pięć więcej niż większość zapewniająca kontrolę. - Mimo, że demokraci twierdzą coś przeciwnego, to my będziemy większościową partią w 109. Kongresie - powiedział republikański kongresmen z Nowego Jorku Thomas Reynolds. Republikanie kontrolują Izbę Reprezentantów nieprzerwanie od 1994 roku. Wybory do niej odbywają się co dwa lata. W poprzedniej dysponowali 227 mandatami. Partia Demokratyczna miała 205. Jedno miejsce zajmował kandydat niezależny, a kolejne dwa były nieobsadzone z powodu śmierci kongresmenów. Republikanie odebrali też demokratom w stanach południowych kilka miejsc w Senacie USA i zapewnili sobie utrzymanie przewagi w tej izbie. Choć kilka pojedynków jest jeszcze nierozstrzygniętych, Republikanie mogą być pewni, że w nowym 100-osobowym Senacie, który zbierze się 3 stycznia, będą mieli co najmniej 52 miejsca, o jedno więcej niż dotychczas. USA - wybory 2004