- Jeżeli premier Iraku (Nuri al-Maliki) nawiąże ciepłe stosunki z Iranem, będziemy musieli szczerze o tym porozmawiać - zaznaczył Bush na konferencji prasowej w Białym Domu. Odpowiedział w ten sposób na prośbę o skomentowanie zdjęcia Malikiego z przywódcami Iranu w Teheranie, które sugerowało niezwykle serdeczną atmosferę spotkania. Rząd Malikiego jest zdominowany przez szyitów, ucieka się do poparcia szyickich radykałów i od dawna jest podejrzewany w USA o sympatie dla szyickiego Iranu. Bush podkreślił, że administracji USA zależy, by Maliki "próbował skłonić Iran, aby ten odgrywał bardziej konstruktywną rolę" - w domyśle: w regionie Zatoki Perskiej i wobec wojny w Iraku. Prezydent ponownie ostrzegł Iran, żeby nie mieszał się w konflikt między szyitami a sunnitami w Iraku i nie pomagał terrorystom podkładającym bomby w Iraku. - Będą wyciągnięte konsekwencje wobec ludzi, którzy przekazują materiały wybuchowe dla rebeliantów w Iraku - powiedział. Po raz kolejny Bush potępił Iran za prace nad wzbogacaniem uranu, zmierzające do produkcji broni nuklearnej. Sugerował też, że naród irański nie popiera polityki islamskiego reżimu. - Iran stać na więcej. Rząd izoluje tam społeczeństwo - powiedział prezydent USA. Pytany o sytuację w Iraku, Bush przyznał, że postęp w procesie politycznego pojednania "nie jest wystarczający". Jego zdaniem wynika to jednak z dziedzictwa długoletniej dyktatury Saddama Husajna, wskutek którego poszczególne "grupy w Iraku nie ufają sobie nawzajem". Prezydent starał się jednak przedstawić sytuację w jak najlepszym świetle. Podkreślił, że wbrew doniesieniom mediów iracki parlament uchwalił pewne ustawy zmierzające do pogodzenia zwaśnionych frakcji etniczno-religijnych, a rząd Malikiego "rozprowadza centralne fundusze do prowincji". - Rząd ten uczy się, jak funkcjonować. Zasadnicze pytanie teraz brzmi: czy ma znaczenie, czy my tam zostaniemy i jak długo - powiedział Bush. Powtórzył swój znany argument, że przedwczesne wycofanie wojsk amerykańskich doprowadzi do pogłębienia kryzysu. Na konferencji zapytano też Busha, kiedy rząd USA zamknie - jak obiecał - więzienie dla podejrzanych o terroryzm w amerykańskiej bazie Guantanamo na Kubie. Prezydent odpowiedział, że zależy to od tego, gdzie i kiedy będzie można przetransportować stamtąd więźniów. - Naszym celem powinno być zamknięcie Guantanamo. Lecz zwłoka wynika częściowo stąd, że niektóre kraje nie chcą przyjąć tych ludzi. Problem polega więc na tym, co z nimi zrobić? I gdzie się ich będzie sądzić? - oświadczył Bush. Podkreślił przy tym, że rząd USA "nie stosuje tortur". Organizacje obrony praw człowieka zarzucają administracji, że w Guantanamo i innych więzieniach dla terrorystów stosowane są tortury.