Na razie nie ujawniono żadnych innych szczegółów planowanej w największym sekrecie wizyty. Podobno amerykański prezydent miał zastrzec, że jeżeli jego plany staną się zbyt głośne, podróż zostanie odwołana. Wówczas odetchnęliby nie tylko organizatorzy igrzysk, którzy musieliby zapewnić Bushowi bezpieczeństwo. Jeżeli do wizyty dojdzie, z pewnością nie ucieszy ona samych irackich piłkarzy, którzy nie ukrywają niechęci do amerykańskiego prezydenta. Niektórzy z nich mówią wprost, że gdyby nie udział w igrzyskach, teraz walczyliby na ulicach irackich miast z amerykańskimi wojskami. Podkreśla to zwłaszcza 22-letni Ahmed Manajid, pochodzący z Falludży, ogniska najbardziej zaciekłego antyamerykańskiego oporu. - Nie chcemy dalszej obecności Amerykanów w naszym kraju - powiedział dziennikarzom. Irackich piłkarzy rozsierdził również fakt wykorzystania wizerunków sportowców z ich kraju w spotach wyborczych George'a W. Busha. Takie migawki oraz flaga Iraku - podobnie jak Afganistanu - mają symbolizować powrót tych krajów do grona narodów demokratycznych. Towarzyszy im komentarz, który brzmi: "Na świecie istnieją teraz dwa terrorystyczne reżimy mniej, a grono uczestników igrzysk jest większe o dwa wolne narody". Pomysłu broni rzecznik kampanii Busha. - Pokazujemy jedynie triumf demokracji nad terrorem - powiedział. Zobacz także: IRAK - raport specjalny