- Znajdujemy się w trakcie poważnego kryzysu finansowego. Rynek nie funkcjonuje właściwie, bo ludzie nie mają do niego zaufania - powiedział Bush. Prezydent wezwał do jak najszybszego uchwalenia przez Kongres ustawy wprowadzającej w życie ten plan, który jest jeszcze przedmiotem sporów. - Bez natychmiastowej akcji Kongresu więcej banków może upaść, wpędzając USA w długą i bolesną recesję. Nie możemy na to pozwolić - oświadczył Bush. Jak podkreślił, recesja oznaczałaby "likwidację oszczędności emerytalnych, liczniejsze przejmowanie domów przez banki z powodu niespłacania długów hipotecznych, redukcje zatrudnienia i dalsze bankructwa". Plan rządowy jest jeszcze przedmiotem sporów w Kongresie. Wielu jego członków podkreśla, że bezpośrednio ratuje on przed bankructwem bankierów z Wall Street, ale nie "zwykłych Amerykanów". Wielu kongresmanów i senatorów domaga się uwzględnienia w nim pomocy dla obywateli, którzy wskutek kryzysu tracą domy albo oszczędności. Niektórzy postulują też limitowanie tzw. złotych spadochronów, czyli wielomilionowych premii i odpraw dla szefów upadających banków. Wykupienie złych długów przez bank centralny (Fed) umożliwiłoby bankom uzyskanie gotówki na dalsze pożyczki. Banki boją się dziś udzielać kredytu, który jest motorem kapitalistycznej gospodarki. Przed dramatycznym przemówieniem telewizyjnym, Bush zaprosił na czwartek do Białego Domu obu kandydatów na prezydenta: Baracka Obamę i Johna McCaina, oraz przywódców Kongresu z obu partii. Celem spotkania ma być wypracowanie kompromisowej wersji planu ratowania banków.