Po wielomiesięcznej przepychance posłowie wszystkich, z wyjątkiem Lewicy, klubów parlamentarnych poparli w głosowaniu w czwartek wieczorem kompromisowy projekt, uwzględniający zalecenia Trybunału Konstytucyjnego. Trybunał uznał w lipcu zeszłego roku, że obowiązujące zasady podziału mandatów w Bundestagu naruszają zasadę równości oraz zasadę równych szans partii politycznych. Sędziowie zakwestionowali zasadę przyznawania mandatów nadwyżkowych, otrzymywanych przez partie, które w okręgach jednomandatowych zdobyły więcej miejsc w Bundestagu, niż wynika to z podziału miejsc na podstawie głosów oddanych na listy partyjne. Każdy niemiecki wyborca dysponuje dwoma głosami, głosując raz na jedną z partyjnych list wyborczych zgłoszonych w danym kraju związkowym (landzie), a drugi raz bezpośrednio na jednego z kandydatów zgłoszonych w danym okręgu wyborczym. Jeżeli jakaś partia uzyska więcej miejsc w Bundestagu w okręgach jednomandatowych, niż wynikałoby to z podziału głosów oddanych na listy partyjne, to mandat taki, nazywany mandatem nadwyżkowym, zachowuje ważność i powiększa ogólną liczbę posłów. W obecnej kadencji w Bundestagu zasiada 24 dodatkowych deputowanych, co powoduje, że liczba posłów wynosi aż 622 zamiast ustalonych 598. Wszyscy deputowani z mandatami nadwyżkowymi należą do rządzących ugrupowań CDU i CSU. Przyjęty kompromis przewiduje, że za każdy mandat nadwyżkowy dla danej partii wszystkie pozostałe partie reprezentowane w parlamencie otrzymują też po jednym mandacie. Dzięki temu proporcje między ugrupowaniami zostaną zachowane, niezależnie od liczby mandatów nadwyżkowych. Krytycy tego rozwiązania ostrzegają, że liczba posłów po najbliższych wyborach 22 września może wzrosnąć nawet do ponad 800. Niewykluczone, że po wrześniowych wyborach ordynacja wyborcza zostanie znów zmieniona. Zdaniem posła Zielonych Volkera Becka zbyt duża liczba posłów wpłynie negatywnie na pracę parlamentu i obniży - ze względu na duże koszty - akceptację izby w społeczeństwie.