Według szefa państwa ordynacja, zamiast wziąć za podstawę rozsądny kompromis polityczny, ogranicza zagwarantowane przez konstytucję prawo części obywateli do głosowania i jest opracowana wyłącznie w interesach rządzących ugrupowań, zgodnie z ich platformą polityczną. Ograniczenia dotyczą możliwości głosowania obywateli bułgarskich tureckiego pochodzenia, zarówno mieszkających w kraju, jak i na stałe w Turcji, chociaż nie wymienia się ich w dokumencie. Do udziału w wyborach samorządowych wymagane jest bowiem zameldowanie pod konkretnym adresem co najmniej od 12 miesięcy. Tymczasem meldunek jest problemem głównie kilkuset tysięcy bułgarskich Turków o podwójnym obywatelstwie. Większość z mieszkających w Turcji bułgarskich Turków, wypędzonych w 1989 r. przez władze komunistyczne, nie ma zameldowania w Bułgarii, a jeżeli mają stare, nie mogą go wznowić przy wymianie dokumentów tożsamości. W wyborach prezydenckich w krajach, które nie należą do UE, liczba lokali wyborczych będzie znacznie mniejsza niż dotychczas. Nowa ordynacja pozbawia też prawa kandydowania w wyborach samorządowych osoby o podwójnym obywatelstwie, jeżeli nie jest to obywatelstwo kraju unijnego. Inną nowością jest mianowanie, a nie bezpośredni wybór merów miejscowości, w których liczba mieszkańców jest mniejsza niż 500 osób, oraz dzielnic w trzech największych miastach: Sofii, Płowdiwie i Warnie. Podczas dyskusji nad ordynacją w parlamencie opozycja uznała, że celem rządzącej partii GERB (Obywatele na rzecz Europejskiego Rozwoju Bułgarii) jest zagwarantowanie sobie zwycięstwa "walkowerem". Według nowej ordynacji w tym roku mają się odbyć wybory samorządowe i prezydenckie. Pozbawienie możliwości udziału w nich kilkuset tysięcy bułgarskich Turków może całkowicie odmienić sytuację w tzw. regionach mieszanych, w których od 20 lat samorządy są w rękach tureckiego Ruchu na rzecz Praw i Swobód (DPS), a także przesądzić o wynikach wyborów prezydenckich. Od 1990 r. żaden prezydent w Bułgarii nie mógł być wybrany bez poparcia tureckiego elektoratu.