W Salzburgu, gdzie odbywa się nieformalny szczyt UE, premier Bojko Borisow poinformował dziennikarzy, że sprawa ta nie była dyskutowana na środowym posiedzeniu gabinetu ministrów. W porządku obrad "nie było punktu dotyczącego sankcji unijnych wobec Węgier" - czytamy w komunikacie wydanym przez rządowe służby prasowe. Premier podkreślił, że "temat był omawiany wyłącznie w trakcie wcześniejszego, roboczego posiedzenia". Rezultat rozmów i dyskusji toczonych podczas takich spotkań ministerialnych "nie mają mocy prawnej i nie są wiążące" - podkreślił bułgarski premier. Borisow potwierdził, że "koledzy Karakaczanow i Symeonow (partnerzy koalicyjni Borisowa z ugrupowań nacjonalistycznych - PAP) poruszali tę sprawę". "Jeżeli kiedyś, np. za dwa lata, dojdzie do podjęcia decyzji o sankcjach wobec Budapesztu, bułgarski rząd opowie się przeciwko nim, a w szczególności przeciwko pozbawianiu Węgier głosu w Radzie UE. Na razie jednak nic takiego nie zdecydowano" - stwierdził Borisow. Chodzi o wniosek Parlamentu Europejskiego o sprawdzenie, czy na Węgrzech nie doszło do złamania rządów prawa zgodnie z procedurą przewidzianą przez art. 7 Traktatu o Unii Europejskiej (TEU). Wcześniej w środę wicepremier i minister obrony Bułgarii Krasimir Karakaczanow poinformował, że rząd Bułgarii oficjalnie poprze węgierskiego premiera Viktora Orbana w jego konfrontacji z instytucjami UE. Propozycję w tej sprawie zgłosiło ugrupowanie Zjednoczeni Patrioci. Według Karakaczanowa rząd podjął decyzję jednogłośnie. Ma być ona teraz skierowana do parlamentu Bułgarii dla ostatecznego zatwierdzenia - zaznaczył polityk. W swej wieczornej wypowiedzi dla prasy w środę premier Borisow zasugerował, że "Węgry być może powinny dokonać pewnych korekt swej polityki". Z Sofii Ewgenia Manołowa