Podobne oceny zawiera raport Departamentu Stanu za 2014 r., który wskazuje m.in. na niejasną sytuację w dziedzinie własności mediów oraz polityczną i finansową presję ze strony władz i biznesu.Władze nie komentują negatywnych ocen, zawartych też w innych tego typu rankingach. Znacznie większy niepokój tendencja ta budzi w Brukseli. Kary za informowanie o kryzysie bankowym W zestawieniu RSF Bułgaria znajduje się obok Gwinei, Timoru, Butanu. O negatywnej ocenie przesądziły: niejasna własność mediów i działania Komisji Nadzoru Finansowego (KNF), która ukarała dwie grupy medialne wysokimi grzywnami; w jednym wypadku za podanie nieprawdziwych danych, w drugim - za domniemane próby destabilizacji systemu bankowego. Grupa prasowa Ikonomedia, wydająca m.in. wpływowy tygodnik finansowy "Kapitał", ma zapłacić 150 tys. lewów (75 tys. euro) grzywny plus dodatkowe 10 tys. lewów za odmowę ujawnienia źródła informacji. 100 tys. lewów wynosi grzywna dla prowincjonalnej gazety internetowej "Zow news". KNF ukarała "Kapitał" za stwierdzenie, że kontrowersyjny biznesmen i poseł Delian Peewski kontroluje firmę, która w grudniu 2013 r. wygrała kwestionowany przez KE konkurs na inwestora bułgarskiego odcinka gazociągu South Stream. Za ten przetarg KE wszczęła przeciw Bułgarii procedurę prawną. Uzasadniając decyzję o grzywnie KFN powołała się na oświadczenie majątkowe Peewskiego, zgodnie z którym nie jest on właścicielem wymienionej firmy. W wypadku "Zow news" chodzi o reportaż o kolejkach przed oddziałami bankowymi w mieście Wraca podczas kryzysu bankowego w czerwcu 2014 r. "KNF zareagowała w sposób, który świadczy o lekceważeniu demokratycznych wartości w państwie będącym członkiem UE. Jej celem jest zmuszenie do milczenia mediów, które odważyły się pisać o kryzysie bankowym" - oświadczył regionalny dyrektor RSF Antoine Hery. Poseł aprobuje tytuły na pierwszą stronę? Jednak według niego pierwszą przyczyną tak niskiej oceny Bułgarii w rankingu jest niejasna własność mediów drukowanych i elektronicznych. Niewiele mediów może się pochwalić jasno określonym właścicielem, np. Ikonomedia należy do biznesmena Iwo Prokopijewa, a pozostający wiecznie w opozycji dziennik "Sega" - do właściciela firmy gazowej Owergaz Saszo Donczewa. W pozostałych wypadkach realni właściciele są ukryci za anonimowymi spółkami rejestrowanymi w wolnocłowych rajach podatkowych. Praktycznie nie wiadomo, do kogo rzeczywiście należą dawne czołowe gazety "24 czasa" i "Trud" po ich sprzedaży przez niemiecki koncern VAZ. Tajemnicą poliszynela jest to, kto jest realnym posiadaczem i kto wytycza politykę redakcyjną największej medialnej grupy NBMG, skupiającej cztery dzienniki, tygodnik i wydania elektroniczne. Formalnie właścicielem jest Irlandczyk Patrick Halpenny, a spółka, na której czele stoi, była powołana kilka dni przed nabyciem grupy prasowej w kwietniu 2014 r. Delian Peewski, aprobujący każdy tytuł na pierwszej stronie, formalnie nie posiada w niej udziałów. Spółkę sprzedała jego matka, która przez kilka lat wypierała się własności grupy, twierdząc, że jest tylko zarządcą. Według znawców rynku medialnego do Peewskiego i jego matki należą również największa firma kolportażu i drukarnia, co pozwala im praktycznie kontrolować nakład konkurencji i sprzedaż na prowincji. Rok temu Peewski zamknął ten krąg, tworząc sieć kiosków, w których sprzedawane są przeważnie jego gazety. Niejasność dotycząca tytułu własności kryje bardzo poważną koncentrację mediów. Realnej sytuacji nie znają nawet sami dziennikarze w tych mediach. Domyślają się jedynie na podstawie pogłosek lub pośrednich faktów, jak zmiana obsługującego ich banku przy jednoczesnej redukcji etatów i honorariów. Wysokość wynagrodzeń, choć formalnie jest tajemnicą służbową, w powiązanych mediach również jest ujednolicona. "We Francji również mamy ekonomiczną koncentrację, istnieje konflikt interesów między właścicielami, politykami i dziennikarzami. W Bułgarii jednak problem ten osiąga skalę, w której media straciły znaczną część swojej wolności" - mówi Hery. Jak wiatr zawieje Koncentracja własności prowadzi do ujednolicenia treści. "Bułgarskie media tradycyjnie są mało krytyczne wobec rządzących i każda zmiana na szczytach władzy staje się próbą dla ich politycznej zręczności" - twierdzi Christian Spahr, analityk z niemieckiej Fundacji Konrada Adenauera. "Przy zmianie władzy niektóre media dosłownie w ciągu kilku dni potrafią zmienić orientację polityczną, wybierając oportunizm zamiast odpowiedzialnej krytyki" - powiedział w wywiadzie dla Deutsche Welle. O czym nie pisze się w ogóle? Pewnych tematów w mediach w ogóle się unika. Wśród tematów tabu na pierwszym miejscu są praktyki banków i operatorów telefonii komórkowej, narażające na straty klientów, bo operatorzy są głównymi reklamodawcami. Nie porusza się też takich tematów, jak etyka dziennikarska, konflikt interesów w systemie sądowniczym, własność mediów, sytuacja infrastruktury w stolicy, niedostępność miejsc dla niepełnosprawnych, zła jakość żywności czy przemoc w szkołach.