Brytyjczycy, Holendrzy i Niemcy spodziewają się, że do ich krajów przyjadą w poszukiwaniu pracy setki tysięcy Bułgarów. Władze w Sofii reagują wstrzemięźliwie na te obawy. Liczą też, że instytucje unijne będą nadal przypominać, że wszelkie próby ograniczania obywatelom UE swobodnego przemieszczania się i dostępu do rynku pracy oraz próby wyłączenia Bułgarów z tego prawa są sprzeczne z zasadami unijnymi. - Nie należy mówić o Bułgarach w Wielkiej Brytanii (gdzie kampania przeciwko otwarciu rynku pracy jest najsilniejsza-PAP) jako o imigrantach. To są obywatele europejscy, którzy mają prawo do swobodnego przemieszczania się i pracy - powiedział szef bułgarskiej dyplomacji Kristian Wigenin. Nie wiadomo jednak, ile osób wyjedzie po zniesieniu tych ograniczeń z kraju, z którego w ostatnich 23 latach wyemigrowało ponad milion ludzi. Władze Holandii, Wielkiej Brytanii, Niemiec i Francji obawiają się napływu bułgarskich Romów, którzy nie mają żadnych kwalifikacji i będą starać się o pracę na czarno lub występować o świadczenia społeczne. Jest jednak i odwrotna strona medalu, o której pisze korespondentka dziennika "24 czasa" w Niemczech Kapka Todorowa: "Ironią losu jest to, że jeden z dotychczasowych ministrów, inicjatorów kampanii przeciw bułgarskiej i rumuńskiej imigracji, będzie w nowym rządzie mieć trudne zadanie, polegające na neutralizowaniu tych nastrojów, ze względu na zapotrzebowanie na ręce do pracy w rolnictwie". W samej Bułgarii rosną obawy, że z kraju wyjadą wykwalifikowani pracownicy. Szef Stowarzyszenia Pracodawców Wasyl Welew uważa, że ludzie z zawodowym doświadczeniem zostaną szybko wchłonięci przez nowe rynki pracy, zwłaszcza przez Niemcy, gdzie płace są kilkakrotnie wyższe niż w Bułgarii. Według danych Bułgarskiego Związku Lekarzy z 600 absolwentów Akademii Medycznej, którzy ukończyli studia w ostatnim roku, 400 opuściło kraj natychmiast po otrzymaniu dyplomu. - Najbardziej poszkodowanym krajem na skutek tej migracji będzie sama Bułgaria - uważa były szef MSZ i europoseł Iwajło Kałfin. Europa nie boi się tych Bułgarów, którzy są zawodowo przygotowani i od dawna ich przyjmuje. Obawia się jednak imigrantów całkowicie niekwalifikowanych. W kraju żyje około 800-tysięczna mniejszość romska; bezrobocie wśród niej przekracza 60 proc. Są to ludzie bez jakiegokolwiek wykształcenia, a młodsze pokolenie w 30-40 procentach składa się z funkcjonalnych analfabetów. Według oficjalnych statystyk w Bułgarii 1,5 mln osób żyje w skrajnym ubóstwie, a bezrobocie wynosi 11 proc. Według dr Alekseja Pamporowa z Instytutu Socjologii Bułgarskiej Akademii Nauk nie należy spodziewać się fali emigracji pośród Romów. Szukają oni przeważnie pracy w rolnictwie w takich krajach jak Hiszpania, Włochy, Grecja, Cypr; są tam łatwiej akceptowani i "wolą ciepły klimat" - mówi Pamporow w rozmowie z PAP. Ponadto Romowie zwykle szukają "utartych ścieżek" do krajów, które już znają. Większość bułgarskich analityków zwraca jednak uwagę na bardzo istotny fakt - Bułgaria, ze względu na swoją sytuację demograficzną nie może sobie pozwolić na odpływ dużej liczby ludzi. Jest krajem o najwyższym wskaźniku umieralności, najniższej przeciętnej długości życia i największym niżu demograficznym w UE. Badanie agencji Afis wykazało, że 17 proc. ludności w wieku od 15 do 55 lat (400 tys. osób) chce z kraju wyjechać. Z sondażu agencji Alpha Research wynika natomiast, że 6,7 proc. Bułgarów szykuje się do emigracji do krajów UE; 70 proc. z nich to ludzie w wieku do 30 lat, a 25 proc. - ma wyższe wykształcenie. Według agencji oznacza to, że z kraju wyjedzie 3-4 proc. Bułgarów, czyli około 200 tys. ludzi. W gronie studentów, zwłaszcza zaangażowanych w protesty antyrządowe, zapanowała moda na sprzeciwianie się emigracji. Grupa na Facebooku "Nie opuszczę Bułgarii" liczy jednak zaledwie 5193 osoby. 25-letni Dragomir, doktorant matematyki odrzucił kilka ciekawych zagranicznych propozycji. "Chcę zostać na moim uniwersytecie i wykładać po bułgarsku. Za granicę wyjadę na krótko, by zdobyć specjalizację"- mówi.