Demonstranci, z których ponad połowę stanowili kibice drużyny piłkarskiej Lewski, przeszli ulicami stolicy i zebrali się przed ambasadą, protestując przeciwko pozbawieniu Bułgara Todora Wasilewa prawa opieki nad dziećmi z mieszanego małżeństwa. Według agencji informacyjnej Fokus, protestujących było około 2 tys., a według przedstawiciela ambasady - około 600. Budynku strzegli policjanci w hełmach i z tarczami. Uczestnicy protestu rozeszli się; nie doszło do incydentów. Zebrani protestowali przeciw ingerencji władz polskich w obronie matki dwojga dzieci, Polki Barbary Wasilew. Zgodnie z prawomocnym wyrokiem sądu bułgarskiego, który przyznał jej prawo do opieki nad dziećmi, przystąpiła do jego wykonania. Kiedy w połowie tygodnia matka wraz z polskimi służbami konsularnymi przyjechała po dzieci, doszło do dramatycznych scen; 7-letni chłopiec uciekł, a 10-letnia dziewczynka została oddana matce i wywieziona do Polski W komentarzu dla telewizji publicznej w niedzielę minister ds. europejskich Gerana Pasi powiedziała, że sposób, w jaki wyegzekwowano decyzję sądu, spowodował ciężką traumę u dzieci i ich rodziny w Bułgarii. - Żadna rodzina nie zasługuje na taką tragedię - dodała. - Niewątpliwie istnieje prawomocne orzeczenie sądu, które należy wykonać, lecz według mnie sposób, w jaki tego dokonano, budzi zdumienie. Uważam, że doszło do ekscesów, czego potwierdzeniem jest fakt, że sprawę bada prokuratura - oświadczyła Pasi. W sobotę minister sprawiedliwości Meglena Taczewa powiedziała, że działania zmierzające do odzyskania dzieci przez matkę były zgodne z prawem. Zarzuciła miejscowym mediom stronniczość i brak obiektywizmu w relacjonowaniu tego dramatu. Sprawa została bardzo nagłośniona przez bułgarskie media.