Do pierwszego wybuchu doszło o godz. 3.58 czasu miejscowego (godz. 4.58 czasu polskiego) kilkadziesiąt metrów od siedzib rządu i prezydenta. Drugi nastąpił 20 minut później. Według dyrektora stołecznego urzędu spraw wewnętrznych Walerego Jordanowa w obu wypadkach wykorzystano około 150 gramów substancji wybuchowej. W wyniku eksplozji nikt nie ucierpiał, gdyż o tej porze budynki były puste - dodał Jordanow zaznaczając jednak, że wybuchy spowodowały straty materialne. Według Jane Janewa, lidera Porządku, Prawa i Sprawiedliwości, partii, która ostro atakuje władzę i ostatnio zorganizowała w internecie kampanię pod hasłem "Zwolnić premiera Borysowa", "jest to poważna prowokacja przeciwko demokracji i bezpieczeństwu obywateli bułgarskich". W wywiadzie telewizyjnym Janew powiedział, że widzi w tym "długą rękę służb". Przypomniał, że wiosną br. przed redakcją opozycyjnego tygodnika "Galeria" wybuchł silny ładunek. Sprawców nie wykryto, a redakcja złagodziła swoją linię. Partia Janewa oraz Demokraci na rzecz Silnej Bułgarii, centroprawicowe ugrupowanie byłego premiera Iwana Kostowa, ogłosili, że poprą wniesiony w poniedziałek wniosek o wotum nieufności dla rządu premiera Bojko Borysowa. Propozycję wniosła lewica i turecki Ruch na rzecz Praw i Swobód, a obiektem ich krytyki jest resort spraw wewnętrznych - za odłożenie przyjęcia Bułgarii do strefy Schengen, przemoc policji i szerokie stosowanie podsłuchów. Poseł partii Demokraci na rzecz Silnej Bułgarii Weselin Metodijew na pytanie, czy poranne wybuchy mogły mieć związek z mającą odbyć się dyskusją parlamentarną i głosowaniem nad wotum nieufności dla premiera, stwierdził: "Byłoby straszliwe, gdyby takie powiązanie istniało".