Reaktory te wyłączono pod koniec 2006 roku, co było jednym z warunków przyjęcia Bułgarii do UE. Zdaniem unijnych ekspertów, starzejące się reaktory radzieckiego typu WWER nie były całkowicie bezpieczne. Jak zaznaczył Marin, Bułgaria przestała być w ten sposób głównym eksporterem energii w regonie, a jej sąsiedzi muszą się odtąd borykać z niedostatkiem prądu elektrycznego. - Mają teraz bardzo duże problemy z pokrywaniem zapotrzebowania, szczególnie w Albanii, gdzie musieli wprowadzić wyłączenia prądu. Problem dotyczy nie tylko niewystarczających dostaw, naruszone są bezpieczeństwo i stabilność, ponieważ deficyt energii elektrycznej oddziałuje bezpośrednio na życie naszych obywateli - powiedział Reuterowi bułgarski wiceprezydent, uczestniczący w regionalnej konferencji energetycznej w Ochrydzie w Macedonii. - To cios nie tylko dla interesów bułgarskich, ale też interesów regionu - podkreślił Marin. W 2006 roku dzięki czterem funkcjonującym w Kozłoduju reaktorom - dwóm starszym po 440 megawatów i dwóm nowszym po 1000 megawatów - Bułgaria wyeksportowała rekordową ilość 7,8 mld kilowatogodzin energii elektrycznej. Plany na rok bieżący nie przewidują żadnej znaczniejszej sprzedaży prądu za granicę. - Mamy porozumienie z UE w sprawie (440-megawatowych) reaktorów nr 3 i 4 w Kozłoduju i zamierzamy go przestrzegać. Mamy nadzieję, że nadejdzie czas, gdy zezwoli się nam na ponowne włączenie reaktorów nr 3 i 4. Rozsądek musi przeważyć. Bezpieczeństwo reaktorów zostało potwierdzone, z punktu widzenia bezpieczeństwa nie ma żadnego uzasadnienia, by nie działały - powiedział . Państwa bałkańskie zaapelowały w ubiegłym miesiącu do UE w sprawie Kozłoduju, wskazując, że po wyłączeniu obu reaktorów ceny prądu w regionie wzrosły o 80 do 100 procent, sięgając 100 euro za megawatogodzinę. Bruksela natychmiast odpowiedziała, że w traktacie akcesyjnym wyraziła zgodę na ich wyłączenie