W niedzielnych wyborach prezydenckich w Bułgarii według wstępnych danych agencji Alpha Research, uzyskanych na podstawie sondaży exit polls, Plewnelijew uzyskał 40 proc., a Kałfin - 30 proc. Frekwencja wyniosła 42-45 proc. Premier i lider GERB Bojko Borysow w pierwszym komentarzu oświadczył, że przyjmuje wyniki "bez euforii", gdyż nakładają one na jego partię "podwójną odpowiedzialność". Trzecie miejsce zajmuje była komisarz unijna Meglena Kunewa, kandydująca jako niezależna. Uzyskała 14 proc. głosów. Szefowa Alpha research Boriana Dymitrow zastrzegła, że dane z exit polls mogą ulec zmianie po obliczeniu rzeczywistych wyników, gdyż zbyt wielu pytanych - ponad 25 proc. - odmówiło poinformowania ankieterów, na kogo głosowali. Zwycięstwo Plewnelijewa oznacza prawdopodobnie, że za tydzień właśnie on zostanie wybrany na nowego prezydenta. Większość obserwatorów uważa, że kandydat lewicy nie potrafi zjednoczyć wszystkich przeciwników rządzącej partii GERB, głównie wyborców o nastawieniu centrowym i zwolenników tradycyjnej centroprawicy, której kandydat Rumen Christow uzyskał znikome poparcie. Sytuacja ta może jednak się zmienić przy pełnej mobilizacji na rzecz Kałfina około półmilionowego elektoratu tureckiego Ruchu na rzecz Praw i Swobód (DPS). Lider ruchu Ahmed Dogan oświadczył w minionym tygodniu, że w drugiej turze wyborów wezwie swoich zwolenników do głosowania przeciw kandydatowi GERB. W niedzielnych wyborach, według wstępnych danych, znaczna część bułgarskich Turków nie głosowała na prezydenta, lecz tylko na władze lokalne, gdyż jednocześnie z prezydenckimi odbyły się wybory samorządowe. Według wstępnych wyników już w pierwszej turze w Sofii wygrała dotychczasowa mer Jordanka Fandykowa, reprezentująca GERB. Wybory przebiegły przy stosunkowo niskiej frekwencji. Odnotowano dużą liczbę sygnałów o różnego rodzaju naruszeniach ordynacji wyborczej: agitacji wyborczej, próbach kupowania głosów, problemach natury organizacyjnej. W MSW do południa napłynęło ponad 550 zgłoszeń. Według jednego z nich, w miasteczku Hisaria pod Płowdiwem po ulicach spacerowała koza z namalowanym numerem jednego z kandydatów na mera. Wiele skarg napłynęło do CKW od partii politycznych. Szef sztabu wyborczego lewicy Mładen Czerweniakow uprzedził, że z uwagi na liczne sygnały o naruszeniach Bułgarska Partia Socjalistyczna (BSP) może nie uznać wyników wyborów i zażądać ich unieważnienia. Obecne wybory scharakteryzował jako "najgorzej zorganizowane" w ostatnich 20 latach. Według lidera BSP Sergieja Staniszewa wybory przeprowadzono "w warunkach totalnego nacisku ze strony rządzących". Opinię o złej organizacji podzielili przedstawiciele innych ugrupowań opozycyjnych.