Według gazety, szef rządu w mijającym tygodniu zlecił sprawdzenie praktycznych aspektów ewentualnej przeprowadzki. Założony w 71 roku przez Rzymian i słynący z jednej z największych katedr w północnej Europie York jest głównym pretendentem, by stać się nową siedzibą Izby Lordów, choć rozważane jest też drugie pod względem liczby ludności miasto w Wielkiej Brytanii - Birmingham. Nowa Izba Lordów miałaby powstać na należącym do państwa gruncie w pobliżu stacji kolejowej w Yorku, choć sprawa dokładnej lokalizacji zostanie rozstrzygnięta najwcześniej wiosną. Później miałby zostać rozpisany konkurs architektoniczny na projekt budowli. Liczący 210 tys. mieszkańców York znajduje się w odległości trzech godzin jazdy pociągiem z Londynu. Jeśli Izba Lordów faktycznie zostałaby tam przeniesiona, miasto to znalazłoby się w centrum politycznego życia po raz pierwszy od angielskiej wojny domowej w połowie XVII wieku. W czasie kampanii przed wyborami z 12 grudnia Johnson wiele mówił o konieczności wyrównywania poziomu rozwoju między Londynem i południową Anglią a resztą kraju, zaś po wyborczym zwycięstwie - do którego przyczynili się w dużej mierze wyborcy z północy Anglii, zwykle dotychczas głosujący na laburzystów - zapewnił, że zrobi wszystko, by odwdzięczyć się za okazane mu zaufanie. Zgodnie z dotychczasowymi planami, członkowie Izby Lordów i tak mieli się na pewien czas wyprowadzić z Pałacu Westminsterskiego, w którym w 2025 roku ma się rozpocząć przewidziany na sześć lat remont. W tym czasie mają obradować w położonym nieopodal centrum konferencyjnym im. królowej Elżbiety II. Johnson chce jednak wykorzystać remont do przeniesienia lordów na stałe poza stolicę. Istnienie takiej propozycji potwierdził w niedzielę w rozmowie ze stacją Sky News James Cleverly. "To jedna z opcji, którą sprawdzamy. Przyglądamy się całej gamie możliwości zapewnienia, aby każda część Wielkiej Brytanii czuła się właściwie powiązana z polityką. Kiedy premier po wyborach powiedział, że będzie to rząd ludowy, to miał na myśli. Referendum w 2016 roku nie dotyczyło tylko naszych stosunków z UE, ale też tego jak mają wyglądać relacje milionów ludzi z polityką jako całością" - powiedział przewodniczący Partii Konserwatywnej. Z Londynu Bartłomiej Niedziński