Think tank zajmujący się głównie problemami ekonomicznymi przygotował analizę na temat pracowników z UE, którzy pracują na Wyspach. Z danych, które zgromadził wynika, że ponad dwie trzecie imigrantów z UE mieszka w miastach, głównie w Londynie, do którego trafia jedna trzecia przybyszy z Europy. Raport udowadnia, że imigranci wnoszą znaczący wkład w rozwój brytyjskiej ekonomii, a ich odpływ może spowodować brak rąk do pracy. Dotyczy to zarówno firm zatrudniających budowlańców, jak i szpitali, czy uczelni. Na przykład w jednej z najsłynniejszych na świecie uczelni Imperial College London pracuje ponad 2 tys. osób z UE. To głównie naukowcy, ale także pracownicy administracji. Z analizy Center for Cities wynika, że imigranci z Europy są młodsi, lepiej wykształceni, a w dodatku mniej z nich żyje na zasiłkach w porównaniu z Brytyjczykami. 70 proc. z nich pracuje, podczas gdy w przypadku Brytyjczyków ta liczba wynosi 58 proc. Oprócz tego 33 proc. imigrantów ma wyższe wykształcenie, natomiast w grupie zatrudnionych obywateli Wysp - tylko 23 proc. Po ogłoszeniu przez Wielką Brytanię decyzji o brexicie migracja z UE zmalała. - To świadczy o tym, że Wyspy stają się dla pracowników z krajów członkowskich coraz miej atrakcyjnym miejscem do pracy - mówi Interii Gabriele Piazza z Centre for Cities. Zmiany te najbardziej zaczynają odczuwać przede wszystkim takie miasta jak Londyn, Oxford, Cambridge, ponieważ tam ok. 10 proc. pracowników pochodzi z krajów unijnych. W takich branżach jak budownictwo czy w ochronie zdrowia ten procent jest znacznie większy. - Nasze badania dotyczą wszystkich imigrantów z UE, nie robiliśmy rozróżnienia ze względu na narodowość. Polacy stanowią jednak największą grupę wśród pracowników z Europy, można więc powiedzieć, że są przede wszystkim o nich - mówi Gabriele Piazza. Organizacja Centre for Cities w swoim raporcie ostrzega brytyjski rząd przed skutkami brexitu, który grozi odpływem imigrantów. Postuluje także wprowadzenie dwuletniego okresu przejściowego, w czasie którego nie będzie żadnych zmian dla pracowników z UE i zagwarantowana zostanie wolność przepływu siły roboczej. W tym czasie będzie można wypracować nowy system, który pozwoli mniej boleśnie wejść z nową rzeczywistość angielskim firmom. Będą one także miały czas, aby wprowadzić zachęty dla pracowników z Europy. Obawy organizacji potwierdzają biznesmeni. Ralf Speth, prezes największej brytyjskiej firmy motoryzacyjnej ostrzegł premier Theresę May, że złe porozumienie ws. wyjścia Wielkiej Brytanii z UE może spowodować utratę wielu miejsc pracy. Zagroził także, że funkcjonujące na terenie Wielkiej Brytanii cztery fabryki firmy mogą przenieść się do innego kraju, np. na Słowację. Według niego twardy brexit będzie kosztował Jaguara ponad 1,2 mln funtów rocznie i spowoduje, że produkcja przestanie się opłacać. Z Londynu Agnieszka Maj