"Podczas wstępnego posiedzenia brytyjskiego sądu we wtorek nie zapadło żadne rozstrzygnięcie. Kolejne posiedzenie, merytoryczne postępowanie w związku z ekstradycją, będzie 30 lipca" - powiedział we wtorek PAP prok. Marcin Michałowski, prowadzący śledztwo ws. śmierci Grażyny Kuliszewskiej, 34-letniej mieszkanki Borzęcina koło Brzeska (Małopolskie). Jak dodał, do czasu kolejnego posiedzenia sądu Czesław K. pozostanie w brytyjskim areszcie. "W przypadku kiedy sąd brytyjski uwzględni wniosek strony polskiej o wydanie podejrzanego, w prokuraturze w Tarnowie będą prowadzone dalsze czynności według polskich procedur" - wyjaśnił prokurator, zaznaczając, że postępowanie przed brytyjskim sądem dotyczy procedury ekstradycyjnej. Jak podkreślił, z uwagi na dobro sprawy nie może ujawnić, jakie zarzuty były podstawą do przygotowania Europejskiego Nakazu Aresztowania. Nakaz taki wydał w poniedziałek Sąd Okręgowy w Tarnowie na wniosek Prokuratury Okręgowej w Tarnowie. Policja i prokuratura podkreślają błyskawiczne działanie brytyjskiej policji - Czesław K. został zatrzymany w Londynie jeszcze tego samego dnia, w którym sąd wydał Europejski Nakaz Aresztowania. Nieoficjalnie: Zarzut zabójstwa dla Czesława K. Według nieoficjalnych doniesień medialnych podstawą do wystosowania ENA był zarzut zabójstwa dla Czesława K. Prokurator Michałowski nie potwierdził tych informacji, nie ujawnił także wyników trwającej ok. cztery miesiące szczegółowej sekcji zwłok 34-latki z Borzęcina. W sprawie prokuratura przesłuchała już kilkudziesięciu świadków. "Postępowanie trwa dalej. Z uwagi na dobro sprawy nie informujemy o rodzaju i charakterze czynności, ani o szczegółowych wynikach sekcji" - powiedział Michałowski. Pięcioletni syn pary - w związku z aresztowaniem ojca - trafił pod tymczasową opiekę rodziny Czesława K. w Wielkiej Brytanii. Brytyjski sąd ma zdecydować o dalszym losie dziecka. "Dobro dziecka jest na pierwszym miejscu, jest zabezpieczone" - podkreślił prokurator i zaznaczył, że chłopiec ma zarówno obywatelstwo polskie, jak i brytyjskie. Postępowanie ws. przyszłości dziecka prowadzi także, z inicjatywy prokuratury, sąd w Brzesku. Tajemnicze zniknięcie Grażyna Kuliszewska zaginęła w nocy z 3 na 4 stycznia. Jej ciało odnaleziono 28 lutego w rzece Uszwica, sześć km od rodzinnego domu. O tajemniczym zniknięciu Grażyny Kuliszewskiej informowały w lutym portale Onet i Fakt24. Pochodząca z Borzęcina koło Brzeska kobieta wraz ze swoim mężem pracowała w Wielkiej Brytanii. Para ma pięcioletniego syna. Z relacji mediów i świadków wynika, że ostatnich świąt Bożego Narodzenia Kuliszewska nie spędziła z rodziną - pozostała w Londynie, a mąż i syn wrócili do Polski. 3 stycznia również i ona przyleciała do kraju. Zdążyła z mężem Czesławem odwiedzić notariusza - zamierzali podpisać umowę, zgodnie z którą dom 34-latki w Polsce przechodzi na Czesława. Kuliszewska miała przepisać mężowi nieruchomość za 15 tys. funtów (ok. 70 tys. zł). Do podpisania umowy jednak nie doszło, ponieważ brakowało stosownych dokumentów. Portale podają również, że pieniądze, które Czesław miał przekazać żonie, zniknęły. 4 stycznia Kuliszewska planowała wrócić do Londynu, na lotnisko do Krakowa jednak nie dotarła. Jej ciało, po prawie dwumiesięcznych poszukiwaniach, wyłowiono 28 lutego z rzeki Uszwicy niedaleko Borzęcina. Zgodnie z relacjami jej męża, wieczorem 3 stycznia jego żona była podenerwowana. Poszli spać w trójkę: on, żona i syn. Kiedy obudził się rano, 34-latki nie było. Miała zostawić mu wiadomość, że zobaczą się w Londynie. Pojechał do Londynu, ale nie zastał tam kobiety. Zawiadomił o tym bliskich i policję. Kobieta planowała rozwód? Według siostry Grażyny małżonkowie planowali rozwód, choć mąż twierdził, że nie miał informacji o takich planach. Z ustaleń dziennikarzy wynika, że w Londynie Kuliszewska miała mieć romans z Kurdem o imieniu Sardar. Gdy ten dowiedział się o zaginięciu kobiety, zamieścił na Facebooku ogłoszenie o nagrodzie w wysokości 100 tys. zł za informacje o zaginionej. Sardar twierdził, że widział dokumenty rozwodowe przygotowane przez kobietę, która jednak nie chciała powiedzieć mężowi o swoich planach w obawie przed jego reakcją. Według mediów Polka bez zgody męża miała wziąć pożyczkę na dużą kwotę w jednym z brytyjskich banków.