O tym, że oboje dziennikarzy przewieziono do Libanu, informowały w ciągu dnia źródła w dyplomacji i opozycji syryjskiej. O ile doniesienia o Brytyjczyku potwierdził jego ojciec i organizacja AVAAZ, która pomagała w przerzucaniu go przez granicę, to na temat losu Francuzki, dziennikarki "Le Figaro", nadchodziły sprzeczne informacje. Najnowsze doniesienia "Le Figaro" mówią o tym, że Bouvier nadal jest w Syrii. Potwierdził to wieczorem w oświadczeniu prezydent Francji Nicolas Sarkozy, który wcześniej osobiście poinformował, że dziennikarka został bezpiecznie ewakuowana do Libanu. Sarkozy przeprosił za to, że był "nieprecyzyjny" ze względu na - jak to określił - złożoność sytuacji. Jak podkreślił, "nie jest potwierdzone, iż pani Bouvier znajduje się bezpieczna w Libanie". Kilka godzin wcześniej francuski prezydent, przebywający z wizytą w Montpellier na południu Francji, wyraził zadowolenie, że "koszmar, jaki przeżywała dziennikarka, zakończył się". Dodał, że negocjacje dotyczące wywiezienia dziennikarki z Hims "nie były wcale łatwe". "Na syryjskich władzach ciąży odpowiedzialność za zabicie kilku waszych kolegów po fachu, a jednocześnie waszym zadaniem jest informowanie, a więc udawanie się w miejsca takich zajść" - podkreślił Sarkozy, zwracając się do dziennikarzy. Prezydent odwiedził Montpellier w ramach swej kampanii przed zbliżającymi się wyborami prezydenckimi. Wczesnym popołudniem szef syryjskiego Czerwonego Półksiężyca Abdel Rahmane Attar oświadczył, że o ile fotograf Paul Conroy został wywieziony do Libanu, to "nie można tego powiedzieć o Edith Bouvier". Agencja AFP podała, że ekipa syryjskiego Czerwonego Półksiężyca, która negocjowała z władzami i partyzantami, opuściła we wtorek Hims, nie uzyskawszy porozumienia w sprawie ewakuacji zagranicznych dziennikarzy zablokowanych w dzielnicy Baba Amro, bombardowanej przez siły reżimowe. "Nasza ekipa powróciła do Damaszku ok. 14.30 czasu lokalnego (13.30 czasu polskiego), po tym gdy wczoraj i dzisiaj negocjowała z szejkiem, który pełnił rolę mediatora" - powiedział Attar w rozmowie z agencją AFP. Mediator "poprosił o żywność i lekarstwa dla mieszkańców Baba Amro i nasza ekipa to zaakceptowała. My z kolei poprosiliśmy o możliwość spotkania z dziennikarzami, lecz mediator odmówił" - dodał Attar. Brytyjczyk i Francuzka zostali ranni w ostrzale zbuntowanej dzielnicy Hims, Baba Amro, 22 lutego. Zginęło wówczas dwoje innych dziennikarzy zachodnich: Marie Colvin i Remi Ochlik. Wtorkowe doniesienia z Hims, na które powołuje się BBC, mówią o jednym z najintensywniejszych ostrzałów miasta w ciągu ostatnich dni. Siły rządowe, według tych doniesień, wysłały elitarną jednostkę, by doprowadziła do końca trzytygodniową ofensywę. W poniedziałek 64 osoby zostały zabite w jednym z wojskowych punktów kontrolnych, gdy próbowały wydostać się z Baba Amro. Hims jest ośrodkiem opozycji przeciwko prezydentowi Baszarowi el-Asadowi. Od 11 miesięcy trwa w Syrii rewolta przeciw jego władzy, zwalczana przez siły rządowe. Według opozycji w represjach zginęło co najmniej 7600 ludzi.