Maile pochodzą z akt procesu, jaki firma Six4Three wytoczyła Facebookowi. Pod koniec listopada korespondencja została przekazana brytyjskiemu parlamentowi przez kierownictwo Six4Three i posłużyła do przesłuchania przedstawiciela Facebooka w izbie. Teraz maile zostały przez parlamentarzystów upublicznione. Treść korespondencji dopłenia obrazu Facebooka, jaki zaczął się wyłaniać po wybuchu afery Cambridge Analytica. Z maili wynika m.in., że w 2015 roku firma zaczęła w sposób ciągły gromadzić dane dot. rozmów telefonicznych i wiadomości tekstowych użytkowników Androida - po to, by poznać ich zwyczaje. W mailach liderzy Facebooka zdawali sobie sprawę, że "jest to dość ryzykowne z PR-owego punktu widzenia" i zastanawiali się, jak to robić bez informowania o tym użytkowników. Jeden z pracowników platformy martwił się, że "dziennikarze będą pisać historie w stylu 'Facebook wykorzystuje aktualizację Androida do przerażającej inwigilacji twojego prywatnego życia'". Mail okazał się profetyczny. W 2012 r. Mark Zuckerberg irytował się, że developerzy rozwijają aplikacje wykorzystujące dane Facebooka, ale sami nie dostarczają żadnych danych w zamian. "Może to i dobre dla świata, ale na pewno nie jest dobre dla nas, jeśli ludzie nie udostępniają [informacji] z powrotem na Facebooka, co zwiększałoby wartość naszej sieci" - pisał szef Facebooka. "Staramy się maksymalizować dzielenie się na Facebooku, a nie dzielenie się w ogóle na świecie - to krytyczna sprawa" - poparła go szefowa operacyjna Facebooka Sheryl Sandberg. W myśl tej zasady Facebook odciął należącej do Twittera platformie z krótkimi wideo - Vine - możliwość wyszukiwania i zapraszania znajomych poprzez kontakty na Facebooku, co zablokowało rozwój serwisu, który ostatecznie upadł. Gdy do Zuckerberga dochodziły informacje o nadużywaniu dostępu do danych użytkowników przez developerów, martwił się on wówczas nie użytkownikami, a tym, że Facebook na tym nie zarabia. W mailach padają różne propozycje zarabiania na danych użytkowników np. uzależniania dostępu do tych informacji od wysokich opłat. W jednym z maili Zuckerbeg snuje wizję, w której Facebook staje się bankiem informacyjnym, funkcjonującym na wzór instytucji finansowych. Facebook zarzuca, że publikacja zawiera tendencyjnie wyselekcjonowaną korespondencję. "Zestaw dokumentów opowiada tylko jedną stronę historii i pomija ważny kontekst... Dokumenty z wewnętrznych dyskusji na łonie Facebooka opublikowano wybiórczo, bo przecież nie wszystkie, i pochodzą one z okresu, gdy nasza platforma się zmieniała. Ale fakty są jasne: nigdy nie sprzedawaliśmy danych użytkowników" - czytamy na blogu Facebooka. Powtórzył to w rozmowie z "Guardianem" Konstantinos Papamiltiadis, jeden z dyrektorów Facebooka: "Facebook nigdy nie sprzedawał czyichkolwiek danych. Nasze API zawsze były darmowe i nigdy nie wymagaliśmy od developerów opłat - ani bezpośrednio, ani poprzez kupowanie u nas reklam". (mim)