Szkot wykazał się dużą pomysłowością. Saniami wyznaczył na lodzie 400-metrowe lądowisko. Następnie cyfrową kamerą zrobił mu zdjęcie i przez telefon satelitarny wysłał je pocztą elektroniczną do kanadyjskich ratowników. Dzięki otrzymanym wskazówkom samolot wyposażony w płozy zdołał wylądować na prowizorycznym lotnisku. Nawet członkowie sztabu organizacyjnego ekspedycji nie ukrywali, iż badacz znalazł się w śmiertelnym potrzasku. Za kilka dni przyciąganie grawitacyjne księżyca spiętrzyłoby lody i żaden samolot nie mógłby wylądować na krze, gdzie znajdował się polarnik. Alternatywą było pokonanie 80 mil do najbliższego lądu. Dave Mill rozpoczął swą ekspedycję pod koniec marca, ale niedługo po stracie rozpoczęły się problemy. Najpierw z przenośnym piecykiem, potem z tempem marszu. Ostatecznie Szkot znalazł się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie.