"Decyzja sądu była bardzo potrzebnym przypomnieniem, że nawet w najtrudniejszych politycznych okolicznościach Wielka Brytania pozostaje demokracją przedstawicielską, której fundamentem są rządy prawa. (...) Brytyjski system nie może pozwolić na to, by klika wokół premiera sama określała 'wolę ludu' i próbowała ją implementować, odsuwając zarazem na bok tych, których ludzie wybrali, aby ich reprezentować. To jest droga do tyranii" - pisze w komentarzu redakcyjnym "Financial Times". Gazeta ocenia, iż "sędziowie wydali wyrok o nieskazitelnej logice i jasności", a także, że nie jest on, jak przekonują twardzi zwolennicy brexitu, próbą utrącenia woli Brytyjczyków wyrażonej w referendum. "Nie był to jednak wyrok w sprawie lub przeciwko brexitowi, ale w sprawie granic władzy wykonawczej. Jego skutkiem jest przywrócenie parlamentowi możliwości sprawienia, że wynik referendum w 2016 r. będzie respektowany, ale nie poprzez katastrofalny brexit bez umowy" - podkreśla "FT". "FT" pisząc, że strategia szefa rządu legła w gruzach, otwarcie stawia pytania o to, czy nadaje się on do sprawowania tego urzędu. "Parlament po wznowieniu pracy nie powinien mieć nic wspólnego z takim zachowaniem, lecz powinien przegłosować wotum nieufności wobec premiera. Powinien skorzystać z prawa do utworzenia rządu tymczasowego, który może zapewnić przedłużenie terminu brexitu po 31 października i zorganizować wybory powszechne. Sędziowie zabrali głos. Teraz ludzie powinni wyrazić swoje zdanie. Tak działa brytyjska demokracja konstytucyjna" - konkluduje "FT". "The Times" ocenia, że wyrok nie mógł być bardziej druzgocący dla Johnsona, bo nie dość, że sędziowie uznali zawieszenie przez niego parlamentu za niezgodne z prawem, to jeszcze zrobili to jednomyślnie. "Co istotne, wyrok sądu potwierdza również nadrzędność parlamentu w kwestii, która leży u podstaw obecnego kryzysu konstytucyjnego: kwestionując mandat, którego rząd się domaga na podstawie wyniku referendum w sprawie brexitu. Tak jak sądy w XVII wieku podtrzymywały prymat parlamentu nad władzą wykonawczą, która twierdziła, że posiada władzę nadrzędną, wywodzącą się z boskiego prawa królów, tak sąd potwierdził prymat parlamentu nad tymi, którzy twierdzą, że wyższa władza wywodząca się z +woli ludu+ daje rządowi prawo do działania w sposób, jaki uzna za stosowny, aby doprowadzić do brexitu" - pisze "Times" w komentarzu redakcyjnym. Gazeta ocenia, że choć orzeczenie sądu pogłębia wrażenie, iż rząd jest w rozsypce i nie panuje nad sytuacją, to z punktu widzenia politycznych realiów, wcale ono wiele nie zmieniło. "Przy całej dramaturgii związanej z wyrokiem sądu, jego (Johnsona) losy polityczne nadal zależą od tego, czy uda mu się osiągnąć porozumienie z Brukselą przed szczytem UE 17 października, a następnie przekonać parlament do jego poparcia. To, czy parlament zasiada, czy nie, nie będzie miało wpływu na jego szanse na sukces. Liczy się to, czy będzie on w stanie przedstawić możliwe do zrealizowania, z prawnego punktu widzenia, alternatywne rozwiązania w celu zapobieżenia twardej granicy w Irlandii lub, w razie jego braku, przekonać nieprzejednanych polityków z własnej partii i z Demokratycznej Partii Unionistów do zaakceptowania irlandzkiego backstopu" - uważa "Times", zastrzegając jednak, że na razie szanse na to nie są wielkie. Najostrzej postępowanie Johnsona ocenia lewicowo-liberalny "Guardian". "Honorowy premier złożyłby rezygnację. Ale Johnson nie ma honoru ani wstydu. Do tej pory taki akt sprzeciwu wydawał się nie do pomyślenia. Im szybciej Wielka Brytania pozbędzie się go, tym lepiej" - pisze gazeta w komentarzu redakcyjnym. "Trudno uwierzyć, że politycy partii rządzącej w XXI wieku mogą uważać za konstytucyjnie słuszne i właściwe zawieszenie parlamentu na wzór króla Stuarta, ponieważ posłowie udaremniają jego polityczne błędy" - dodaje dziennik. "Guardian" ostrzega jednak, że Johnson, mimo braku większości w parlamencie i braku zdolności do przeforsowania jakiejkolwiek ustawy, wciąż może wygrać ewentualne wybory, bo politycy opozycji nie są w stanie uzgodnić wspólnego stanowiska. "Jeśli potrzebowali pretekstu, aby odłożyć na bok różnice i wspólnie ratować kraj przed katastrofą (brexitu) bez umowy, sędziowie właśnie im go dali. Powinni z tego skorzystać" - konkluduje "Guardian".