O najnowszym nabytku króla Alberta doniósł "Le Soir Magazine", który przyłapał parę królewską na wakacjach we Włoszech. Król Albert miał osobiście stać za sterami nowego jachtu nieopodal portu w Liparii. Jacht nazywa się "Alpa", od pierwszych liter imion króla Alberta i jego żony Paoli. Mierzy 27 metrów długości, 6,5 metra szerokości i osiąga prędkość przynajmniej 30 węzłów. Tak jak i poprzedni jacht króla Alberta, zakupiony raportem dwa lata temu - "Le Quatuor". "Alpa" pochodzi z włoskiej stoczni Rizzardi. Cena katalogowa jachtu to 4,5 mln euro. I właśnie ta cena oraz nazbyt luksusowe życie pary królewskiej w czasach kryzysu wzbudziło złośliwe komentarze. Niektórzy politycy przypomnieli wystąpienie Alberta II z 21 lipca z okazji narodowego święta, w którym wiele miejsca poświęcił on cierpieniu wielu Belgów z powodu nękającego kraj i świat kryzysu gospodarczego. Ale były też i inne komentarze przypominające, że belgijska rodzina królewska kosztuję podatnika trzy razy mniej niż monarchia w sąsiedniej Holandii. Mniej poważne, aczkolwiek nie mniej liczne komentarze w prasie wywołał nowy "look" (czyli z ang. wygląd) księcia Filipa, 50-letniego syna króla Alberta. "Czy jest już gotowy do objęcia tronu?" - pytały bulwarówki, kiedy Filip objawił się kilka dni temu z brodą w domu opieki społecznej, gdzie składał wizytę ofiarom niedawnego, groźnego pożaru w Gandawie. "Jest gotowy do tronu. Bródka świadczy o dojrzałości i zaufaniu, dodaje mu majestatu" - dowodził w jednym z flamandzkich dzienników pewien włoski stylista Figaro Pasquale... Pytanie o gotowość do tronu nie jest pozbawione sensu. Wszak Filip to najstarszy syn 75-letniego dziś Alberta II. Zdaniem prasy wątpliwości budzi jednak jego "legendarna nieśmiałość". Najmniej szczęścia miał ostatnio drugi syn Alberta, Wawrzyniec. Z powodu zapalenia płuc musiał nagle przerwać urlop na Sardynii i od niedzieli do środy przebywał w brukselskiej klinice Saint-Luc. Ponoć złapał wirusa od swej córki Ludwiki, która przechodziła lekkie zapalenie oskrzeli. Wszystkie te doniesienia o belgijskiej rodzinie królewskiej można tylko do pewnego stopnia traktować z przymrużeniem oka. W nękanej problemami separatystycznymi Belgii i wiecznymi kryzysami rządowymi, rola króla jako elementu łączącego Walonów i Flamandów jest politycznie nie do podważenia.