Przypomnijmy, że Wielka Brytania powinna opuścić UE 29 marca. Trwa jednak impas. Wynegocjowana umowa "rozwodowa" została odrzucona przez brytyjski parlament, a brexit bez umowy wywoła chaos i zaszkodzi gospodarce po obu stronach kanału La Manche. Jak czytamy w "Guardianie", unijni przywódcy są sfrustrowani postawą brytyjskich negocjatorów, którzy, wedle relacji, przyjeżdżają na rozmowy bez żadnych konstruktywnych propozycji. Ostatnio Theresa May ponownie przełożyła termin kolejnego głosowania nad umową rozwodową - na 12 marca. Taki obrót zdarzeń spowodował, że unijni liderzy coraz bardziej skłaniają się ku pomysłowi, by przesunąć brexit na koniec 2021 roku. O to musiałby jednak wnioskować Londyn, a Theresa May, póki co, wyklucza takie rozwiązanie. "Mówi się o przedłużeniu artykułu 50, tak jakby rozwiązywało to problem, co oczywiście jest nieprawdą. To tylko odroczenie decyzji. W pewnym momencie musimy ją jednak podjąć" - skomentowała Theresa May. Z kolei kanclerz Austrii Sebastian Kurz oficjalnie poparł postulat opóźnienia brexitu. "Jeśli na początku marca nadal nie będzie poparcia dla porozumienia (w brytyjskim parlamencie - przyp. red.), to dobrym pomysłem jest przesunięcie brexitu, ponieważ scenariusz 'no deal' będzie zły dla UE i ekstremalnie zły dla Wielkiej Brytanii" - ocenił. Dlaczego opóźnienia miałoby być aż tak długie? Bruksela chce uniknąć sytuacji, w której Londyn będzie notorycznie wnioskował o przesunięcie terminu brexitu o trzy miesiące. Wspólnota mogłaby się zgodzić na trzymiesięczne opóźnienie wyłącznie w sytuacji, gdyby było to związane z kwestiami technicznymi, a nie trwającym impasem. W kuluarach szanse na wyjście Wielkiej Brytanii z UE bez umowy ocenia się na 50 proc. - czytamy w "Guardianie".