Bilans ofiar pożaru, który wybuchł w niedzielę, sięga obecnie 231 zabitych i ponad 100 rannych. W związku z wypadkiem władze w poniedziałek aresztowały trzech ludzi, jak podał na swych stronach internetowych dziennik "O Globo" - jeszcze jedna sama zgłosiła się na policję. Inspektor policji Ranolfo Vieira Junior powiedział, że zatrzymania stanowią część prowadzonego śledztwa. Choć policjant tego nie zdradził, brazylijskie media twierdzą, że wśród zatrzymanych jest właściciel klubu i trzech muzyków, którzy w nim występowali. Wstępne wyniki dochodzenia wskazują, że odbywający się w czasie koncertu pokaz pirotechniczny zapalił izolację akustyczną sufitu. Świadkowie zeznali, że ochrona klubu z początku nic nie wiedziała o pożarze i zablokowała wyjście z lokalu, każąc klientom uregulować rachunki. Około 50 ciał strażacy i policjanci znaleźli w klubowych łazienkach, których drzwi w gęstym dymie przypominały drzwi wyjściowe. Detektyw Antonio Firmino powiedział, że sufit pokryty był łatwopalną pianką izolacyjną. Policja wciąż sprawdza, ile było wyjść awaryjnych i w jakim były stanie, ale - jak podkreśla - wszystko wskazuje, że były małe i w dodatku zablokowane kratami. Jeden z muzyków zeznał, że gdy pojawiły się płomienie, perkusista próbował ugasić ogień wodą. Ten jednak bardziej się rozniecił. Gdy ochrona przyniosła ręczną gaśnicę, ta nie zadziałała. W poniedziałek pochowano pierwsze 50 ofiar tragedii, największej tego rodzaju w ciągu ostatnich 10 lat. Większość z nich to ludzie młodzi, w wieku od 18 do 21 lat. Burmistrz tego liczącego 260 tys. mieszkańców uniwersyteckiego miasta, Cezar Schirmer, ogłosił 30-dniową żałobę. Służba zdrowia poinformowała, że w szpitalach wciąż przebywa 100 osób, które doznały poważniejszych obrażeń. Lekarze podkreślają, że część rannych trafiła do placówek w innych miastach, gdyż w Santa Maria nie ma wystarczającej liczby respiratorów. Ostatni równie tragiczny pożar w nocnym klubie wybuchł w 2000 roku w Chinach, w mieście Luoyang. Zginęło wówczas 309 ludzi.