Ponad dwumetrowe fale sprawiły, że w ciągu 12 godzin platforma zanurzyła się 40 centymetrów w głąb morza. Właściciel 40-piętrowej konstrukcji, brazylijski Petrobras przyznał, że sytuacja jest krytyczna, a zagrożenie jeszcze nie minęło. W całodobowej akcji wokół platformy bierze udział ponad trzystu pięćdziesięciu ekspertów i płetwonurków. W pogotowiu czekają specjalistyczne jednostki na wypadek gdyby doszło do wycieku ropy. Wyciek może spowodować katastrofę ekologiczną, ale ważne są także ludzkie aspekty tej tragedii. Do wybuchu doszło w czwartek. Zginęło 10 osób, dotychczas znaleziono ciało tylko jednej. - Ich śmierć powinna być przestrogą. Jest też dowodem na to, że nie zachowano na platformie środków bezpieczeństwa. Można już mieć tylko nadzieję, że coś takiego się nie powtórzy - powiedziała siostra jednego z robotników, którzy zginęli. Na platformie było wtedy 175 pracowników. Krewni ofiar mają nadzieję, że uda się odszukać także ciała pozostałych osób. Pracownicy i ich rodziny twierdzą, że koncern lekceważył przepisy bezpieczeństwa, za wszelką cenę starając się obniżyć koszty. Dlatego doszło do eksplozji. Dyrekcja Petrobrasu przypuszcza natomiast, że przyczyną tragedii był wybuch gazu. - Bardzo prawdopodobne, że eksplozja ma związek z ulatnianiem się gazu. To najbardziej odpowiadający prawdzie scenariusz. Prowadzimy śledztwo, dotyczące tego skąd gaz mógł pojawić się na platformie i w jaki sposób doszło do wybuchu. Dochodzenie jest bardzo skomplikowane - powiedział szef do spraw produkcji, Carlos Tadeo.