Maciej Pałahicki: Czy masz jeszcze nadzieję zobaczyć brata? Jacek Berbeka, himalaista, uczestnik 12 wypraw na ośmiotysięczniki i brat Macieja Berbeki: - Muszę powiedzieć, że strasznie to przeżywam teraz. Jest bardzo ciężko. Nadzieja jest i zawsze będzie. Sam trzykrotnie, jak pamiętam, spałeś na wysokości 8300 metrów i to bez tlenu. Czy można to w jakiś sposób porównać do tego, co spotkało Tomasza Kowalskiego i Maćka teraz pod Broad Peakiem? - Trzy noce na 8300 bez tlenu bardzo dużo uczą. Człowiek musi być bardzo czujny. Organizm, można powiedzieć, jest to świetna maszyna. Ona wysyła cały czas informacje, tylko trzeba mieć doświadczenie i to nie z jednej wyprawy, nie z dwóch, ale z kilkuletniego wspinania i z kilku wyjść powyżej 8000 metrów, żeby sprawdzić swój organizm. Wtedy naprawdę można wspinać się bezpiecznie i można wiedzieć, kiedy jest zagrożenie. Jeżeli jakieś zagrożenie występuje, to niestety nie można czekać, tylko trzeba natychmiast reagować. Reakcją taką jest zawsze zejście w dół, ewentualnie podanie tlenu. - Wracając do tych dramatycznych wydarzeń - nasuwa mi się smutna refleksja, że chłopcy zbyt długo przebywali na wysokości około 8000 metrów. Z tego, co wiem, już były sygnały, że, że u najmłodszego z nich zaczyna się choroba wysokościowa. On może jest niedoświadczony, no to nie wie, jakie to są symptomy. Pozostali byli już chyba zmęczeni i może nie zauważyli tych objawów. Wtedy zamiast iść do góry jedna osoba albo dwie powinny robić atak szczytowy, a ci, którzy nie byli na siłach, powinni natychmiast schodzić w dół. To było zbyt duże ryzyko, żeby tyle osób tak długo przebywało powyżej strefy zimna. Było tego za dużo. Czyli za mało doświadczenia? - W części zespołu na pewno. Maciek jednak to doświadczenie miał. On był jedynym człowiekiem na świecie, który był prawie na szczycie zimą. Jemu tego doświadczenia na pewno zabraknąć nie mogło. - Nie, Maciek tak, no i Adam Bielecki, on już ma kilka ośmiotysięczników. Myślę, że te dwie osoby czują to już po prostu, czują, jak to zimno działa, czują, jak trzeba nogę postawić, Jeżeli tego się nie zna, na takich wyprawach nie ma możliwości nauczenia się. To co się stało, że Maciek - człowiek z tak dużym doświadczeniem w Himalajach - nie zszedł? - Nie wiem. Musimy spytać o rozmowy, jakie były przeprowadzane, o czym rozmawiali przed atakiem szczytowym, jakie były rozmowy z bazą, jak oni widzieli siebie, jak oni odbierali swoje organizmy. Na ten temat nie mam żadnych informacji, a chciałbym wiedzieć, jak to wyglądało. Czy były rozmowy z bazą, czy świetnie się czuli? Z najnowszych relacji wygląda, że te osoby strasznie wolno schodziły, więc nie mogły się świetnie czuć przed wyjściem do góry. To ty miałeś jechać na tą wyprawę. To ty miałeś zdobywać Broad Peak. Zrezygnowałeś z tego. Dlaczego? - Krzysztof Wielicki rozmawiał ze mną rok temu. Potem się pozmieniało to wszystko. Chyba on nie miał wpływu na to. Mieliśmy bardzo zaawansowane rozmowy, ale tak wyszło. Takie podjęli decyzje, więc to są ich sprawy. Zastąpił cię Maciek. - Różnie to można interpretować, ale obawiałem się, mówiąc szczerze. Obawiałem się. W jeden dzień sukces, niewątpliwy sukces. Następnego dnia wielki dramat, wielka tragedia. Co zawiodło w takim razie? - Wydaje mi się, że przede wszystkim brakło odpowiedzialności. Z moich doświadczeń 20-letniej działalności w Himalajach, gdzie działałem w różnych zespołach - co było motorem i co było główną inicjatywą? Przede wszystkim odpowiedzialność. Ja muszę być odpowiedzialny za siebie i za to, co robię. Jeżeli ja jestem odpowiedzialny za to, co robię i wiem, do jakiego momentu się mogę posunąć, to wtedy też jestem odpowiedzialny za innych. A jeżeli ktoś jest nieodpowiedzialny za siebie, to nigdy nie będzie odpowiedzialny za partnera. Czyli zabrakło jakiejś takiej solidarności, partnerstwa? - Nie wiem, chciałbym na ten temat porozmawiać z dwójką, która zeszła. A nadzieja? Jest jeszcze nadzieja? - Zawsze będzie.