W rozmowie, opublikowanej w dzisiejszym numerze gazety reżyser podkreślił, że w swym pokazanym na festiwalu w Rzymie filmie "Serce na dłoni" posługując się formą komedii pokazuje, że postmodernistyczna wizja świata, oparta na braku trwałych wartości, jest błędna. "Nie jest prawdą, że wszyscy chcą być wolni" - zauważył Zanussi. Dodał następnie: "Ucieczka od wolności w systemie totalitarnym była możliwa, podczas gdy dzisiaj wszyscy są skazani na wolność". "Życie jest o wiele trudniejsze" - stwierdził reżyser. "Wielu nie chce czuć się wolnymi. Wystarczy pomyśleć o bezpieczeństwie, które stanowi część tej koncepcji, ze wszystkimi konsekwencjami tego w życiu obywatelskim" - powiedział Zanussi. Mówiąc o czasach komunizmu, wyraził opinię: "ludzie czuli się wtedy znacznie bezpieczniej, bo sąsiad nie mógł zrobić kariery, zarabiać więcej ode mnie, mieć więcej przestrzeni czy władzy". To zaś zdaniem reżysera "dawało wielkie złudzenie wolności". "Dzisiaj odczuwam pewną formę nostalgii za tamtymi czasami, w których każdy miał prawo być leniwy, bierny, niemobilny" - przyznał. "To leży w naturze ludzkiej: w komunistycznym systemie totalitarnym był nikczemny urok, oferujący w zamian za wolność bierne bezpieczeństwo, intelektualne lenistwo, spokój w życiu publicznym i prywatnym" - ocenił Zanussi. Nazywając swój film "Serce na dłoni" "czarną bajką" powiedział: "Nie można żyć, jeśli nie ma jasnego rozróżnienia między dobrem a złem, między prawdą a kłamstwem, między pięknem i brzydotą". "Odrzucam rolę, przyznaną artyście przez tradycję marksistowską, postrzeganego jako inżyniera ducha ludzkiego, jego instruktora" - stwierdził. "Także Kościół - zauważył - miał niekiedy tę tendencję, by traktować sztukę jako czyste narzędzie wychowawcze". "Ale sztuka to coś więcej niż zwykłe narzędzie" - powiedział Krzysztof Zanussi. "Wolę pojmować sztukę jako moment dzielenia się z bliźnim częścią nas" - wyznał reżyser, który jest konsultantem Papieskiej Rady Kultury.