Prezydent USA Donald Trump "oczywiście popiera" doktrynę kolektywnej obrony członków NATO, choć nie zadeklarował tego formalnie na czwartkowym spotkaniu przywódców Sojuszu - powiedział w sobotę prezydencki doradca ds. bezpieczeństwa narodowego H.R. McMaster. "To niezwykłe, że oczekiwano, by prezydent (Trump) musiał formalnie oświadczać, że popiera artykuł 5. (Traktatu Północnoatlantyckiego o zobowiązaniu państw członkowskich do kolektywnej obrony - PAP). Oczywiście, że go popiera" - powiedział McMaster przedstawicielom prasy na zakończenie szczytu G7 w Taorminie na Sycylii. "Ta deklaracja była dorozumiana w wystąpieniu (prezydenta USA na szczycie - PAP). Nie podejmowano decyzji, by jej tam (celowo) nie zamieszczać" - podkreślił prezydencki doradca. Jak zapewnił McMaster, "jest faktem, że Stany Zjednoczone, że prezydent (Stanów Zjednoczonych) zdecydowanie popiera artykuł 5. zobowiązań wynikających z członkostwa w NATO". Część ekspertów amerykańskich i europejskich krytykowała Trumpa za to, że w wystąpieniu w czwartek podczas spotkania przywódców państw NATO w nowej kwaterze głównej Sojuszu w Brukseli nie zadeklarował publicznie stosunku USA do artykułu 5., w myśl którego atak na jedno z państw Sojuszu zobowiązuje pozostałe do jego obrony. W kampanii przed wyborami prezydenckimi w USA w listopadzie 2016 roku Trump sugerował, że państwa członkowskie NATO, które nie przeznaczają co najmniej 2 proc. PKB na obronność i które nie "rekompensowałyby" USA wydatków związanych z zapewnianiem im ochrony, być może będą musiały "bronić się same". Sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg starał się na konferencji prasowej, po spotkaniu liderów państw Sojuszu, bagatelizować sprawę braku deklaracji w sprawie art 5. ze strony Trumpa, podkreślając, że amerykański prezydent w rozmowach z nim deklarował przywiązanie do NATO, a to samo przez się oznacza przywiązanie do art 5. Ze słów Stoltenberga wynika jednak, że Trump nawet podczas zamkniętej sesji nie wygłosił w tej sprawie jasnej deklaracji. Przekonywał jednakże, że ważniejsze od słów są czyny, a administracja Trumpa zaproponowała w tym tygodniu wzrost wydatków na obecność militarną USA w Europie o 40 proc. "Sądzę, że to najmocniejszy z możliwych znaków przywiązania do NATO" - podkreślił szef Sojuszu. Przywódcy krajów sojuszniczych rozmawiali na szczycie w Brukseli też o stosunku do Rosji. Stoltenberg podkreślił, że potwierdzono dwutorowe podejście - silną obronę w połączeniu z dialogiem. "NATO to sojusz obronny, NATO nie dąży do konfrontacji z Rosją" - podkreślał Stoltenberg. Wypomniał przy tym Moskwie, że wykorzystuje siły wojskowe, by zmieniać przebieg granic w Europie. Zwrócił w tym kontekście uwagę na agresję Rosji na Ukrainę i nielegalną aneksję Krymu.