W szoferce pozostawionej na miejscu zdarzenia ciężarówki znaleziono ciało Polaka z raną postrzałową. Wiadomo, że nie kontrolował on pojazdu i nie wiedział, że kierowca wjeżdża w tłum ludzi. Ciężarówka należała do polskiej firmy transportowej. Tuż po zdarzeniu właściciel firmy, do którego należał pojazd poinformował, że planowany rozładunek samochodu został przesunięty na kolejny dzień. "Rozmawiałem z nim [z kierowcą] około południa. Mówił, że dziwna dzielnica, bo jedyni Niemcy, których widział, to ci którzy pracują w biurze, w tej firmie, gdzie miał się rozładowywać" - powiedział właściciel firmy o swoim ostatnim kontakcie z pracownikiem. Żurawski poinformował na konferencji prasowej, że polski kierowca - jego kuzyn - był dobrym i solidnym pracownikiem. "Ostatni z dobrych kierowców, którzy jeszcze są na rynku" - powiedział. Jak informuje TVP Info, zabity kierowca miał 37 lat. "Łukasz przykładał się do pracy. O ciężarówkę dbał jak o własną. Uważam, że nie oddałby samochodu i broniłby go do końca, gdyby został zaatakowany" - powiedział TVP Info Łukasz Wąsik, kierownik ds. transportu firmy przewozowej. Polski kierowca miał żonę i 17-letnie dziecko. Do tragedii doszło w poniedziałek około godziny 20:15 w Berlinie. Pojazd wjechał na jarmark od strony słynnego Kościoła Pamięci Cesarza Wilhelma i przejechał ok. 50 metrów, potrącając spacerowiczów.