Prezydencki doradca Essam el-Haddad powiedział, że prezydent jest sam. - Mursi został odseparowany od swego zespołu i pojawił się w ministerstwie obrony - tłumaczył. Wcześniej przywódca Egiptu wraz z najbliższymi doradcami był przetrzymywany w nieokreślonej placówce wojskowej. W nocy egipskie służby bezpieczeństwa aresztowały przywódców Bractwa Muzułmańskiego i islamistycznej Partii Wolności i Sprawiedliwości (PWiS), do której należał kiedyś odsunięty przez wojsko prezydent Mursi. Gazeta "Al-Ahram" podała, że władze wydały nakazy aresztowania dla 300 członków Bractwa. Według oficjalnej agencji prasowej MENA policja prowadziła działania zmierzające do zatrzymania "członków Bractwa Muzułmańskiego, którym zarzucono podżeganie do przemocy i zakłócanie bezpieczeństwa i porządku". Źródła, na które powołują się światowe agencje mówią, że wśród zatrzymanych są lider PWiS i były przewodniczący parlamentu Mohammed Saad el-Katatni, jeden z czołowych przywódców Bractwa Muzułmańskiego Raszad el-Bajumi. Nakazy aresztowania i zakaz opuszczania kraju dotyczą też szefa Bractwa Mohammeda Badi i jego "prawej ręki" Chairata al-Szatera. Służby bezpieczeństwa informowały o demonstracji zwolenników Mursiego, zorganizowanej pod Uniwersytetem Kairskim. Pod budynkiem ministerstwa obrony zebrały się tysiące przeciwników prezydenta, skandujące "Egipt! Egipt!". Agencja informacyjna MENA podała, że telewizja Egipt25 związana z Bractwem Muzułmańskim przerwała nadawanie, a jej kierownictwo aresztowano. Stacja na żywo transmitowała odbywające się w Kairze i innych miastach manifestacje tysięcy zwolenników odsuniętego od władzy przywódcy, a także wystąpienia krytykujące działania armii. Służby weszły też do lokalnego oddziału arabskiej telewizji Al-Dżazira. Wieczorem Mursi na nagraniu wideo rozpowszechnionym w internecie podkreślał, że jest "wybranym prezydentem Egiptu". Wkrótce po tym wybuchły starcia jego zwolenników z policją. Według AFP w Aleksandrii i Matruh zginęło siedem osób. Źródła opozycyjne informowały tymczasem, że rozpoczęły się już konsultacje dotyczące powołania nowego rządu, gromadzącego "wszystkie siły narodu". Armia zapewniła, że będzie trzymać się z dala od polityki. Prezydent USA Barack Obama wyraził zaniepokojenie sytuacją w Egipcie i wezwał w środę do rewizji zasad amerykańskiej pomocy dla tego kraju, po tym jak egipskie wojsko odsunęło od władzy prezydenta Mohammeda Mursiego. W pisemnym oświadczeniu reagującym na wydarzenia w Egipcie przywódca Stanów Zjednoczonych namawiał strony do unikania przemocy i zaapelował do armii o przestrzeganie prawa do pokojowych zgromadzeń. Wezwał do przywrócenia demokratycznie wyłonionych władz. "W tym niespokojnym czasie spodziewamy się, że wojsko będzie dbało, by prawa wszystkich Egipcjan i Egipcjanek były chronione" - podkreślił. Zagroził, że jeśli dojdzie do jakichkolwiek działań wojskowych, wstrzymana zostanie amerykańska pomoc. Roczne wsparcie przekazywane przez Waszyngton Egiptowi szacuje się na 1,3 mld dolarów. Zaniepokojenie kryzysem w Egipcie wyraził również sekretarz generalny ONZ Ban Ki Mun. "W swych protestach wielu Egipcjan wyraziło głęboką frustrację i usprawiedliwioną troskę" - podkreślił za pośrednictwem swego rzecznika. "Jednocześnie ingerencja wojskowa w sprawy państwa jest niepokojąca, jest więc konieczne szybkie wzmocnienie porządku publicznego w zgodzie z zasadami demokracji" - dodał. Natomiast przywódca Arabii Saudyjskiej król Abdullah przesłał gratulacje tymczasowemu szefowi państwa Adliemu Mansurowi.