Konrad Piasecki: - Ksiądz biskup uważa, że Benedykt XVI słusznie postąpił? Że w tej decyzji objawił swą nieomylność? Biskup Tadeusz Pieronek: - Nie, to nie jest kwestia nieomylności. Tylko kwestia roztropności. Jeżeli ktoś czuje, że nie podoła, czuje słabość i mówi dosyć. Niech to robi ktoś, kto ma więcej sił. Papież zrobił to z roztropności i z troski o dobro kościoła, o swoje dobro. Po prostu jest to decyzja bardzo dojrzała. Ksiądz nie rozumie właśnie tych gestów niezrozumienia, rezerwy, sprzeciwu wobec tej decyzji? - Zawsze się ktoś znajdzie, komu się pewne rzeczy nie podobają. Ale to taki jest świat. Porównuje się dziś krok Benedykta XVI i doświadczenia Jana Pawła II, który dźwigał ten ciężar do ostatnich chwil. Myśli ksiądz, że na decyzję Benedykta XVI złożyła się też obserwacja tamtych cierpień? - Możliwe, ale on się sam do tego odnosi w tym przemówieniu podczas którego powiedział, że rezygnuje. To jest jedna z dróg. dawać świadectwo cierpieniem. To można robić także nie będąc papieżem. Jan Paweł II miał swoje przemyślenia, swoje preferencje i poszedł tą drogą. Myślał zresztą o rezygnacji, ale poszedł tą drogą, by wytrwać do końca, dokąd będzie mógł. I tak się stało. A czy ksiądz biskup uważa, że ta droga powinna być wskazówką dla wszystkich następnych papieży, ale też kardynałów, biskupów, księży, że kiedy siły zawodzą, trzeba odejść, a nie trzymać się na swym stanowisku? - Ja myślę, że jeżeli to jest wskazówka dla księży, i dla biskupów, i dla przyszłych papieży, to także dla wszystkich ludzi, którzy roztropnie podchodzą do swoich możliwości. Świat by się mógł od tego papieża wiele nauczyć. Ale chyba tą drogą nie pójdzie. Ludzie trzymają się władzy jak wsza ogona. Ale papież jest też człowiekiem i też czuje zapewne ogromną presję, także otoczenia, by nie podejmować takiej decyzji. Na ile zdaniem księdza biskupa impulsem, który tę - także presję - przełamał mogły być różne problemy, z jakimi borykał się Watykan, zwłaszcza ostatnio? - Mogły być, ale nie sądzę, żeby to było jakimś motywem dominującym. Przecież każdy papież, każdy przywódca ma szereg problemów. Jeżeli potrafił sobie z nimi radzić przez blisko osiem lat, to potrafiłby jeszcze przez następne dwa czy trzy. Zostawmy to, nie jesteśmy władni decydować o tym, czy to były takie czy inne motywy. On sam powiedział dlaczego odchodzi. Gdy konklawe wybierało Josepha Ratzingera papieżem, mówiono, że będzie to papież przejściowy. Zdaniem księdza biskupa takim go właśnie historia zapamięta? - Jaki przejściowy? Osiem lat to nie jest wcale jakiś epizod. To jest pewien okres, bardzo ważny, po Janie Pawle II, w konfrontacji z wieloma problemami. Nie widzę tutaj żadnej przejściowości. Jest to po prostu normalny pontyfikat. Jaką rolę w Kościele będzie mieć papież-emeryt? To będzie rola doradcza, czy raczej rola eremity, człowieka, który odsunie się gdzieś w pustkę? - Sądzę, że raczej to drugie, dlatego że jest to precedens. Trudno powiedzieć, jak się zachowa nowy papież w stosunku do tej sytuacji - a będzie miał tu głos decydujący. Sądzę, że w takich przypadkach najlepszym rozwiązaniem jest to, że rządzi ten, kto ma rządzić, a Ci, którzy odchodzą - nawet z wielkimi zasługami - oczywiście mogą czasem poradzić, mogą sugerować, jeżeli są o to proszeni, ale to jest raczej miejsce i czas na wycofanie się. Nie sądzę, żeby taka dwuwładza była pożyteczna dla kogokolwiek. Nowy papież, powiedział ksiądz biskup. Kościół jest dziś gotowy na papieża nie-Europejczyka? - Zawsze był gotowy. Ale ostatni papież nie-Europejczyk to jakiś chyba 700., czy 800. rok. To jest ponad tysiąc lat. - No trudno. Ale pierwsi papieże byli spoza Europy: byli Afrykańczycy... Syryjczycy, Azja Mniejsza... - To jest ten krąg chrześcijaństwa, który był zagospodarowany. Kościół nie był powszechny przez wiele stuleci w takim znaczeniu, jak to widzimy dzisiaj. Nie sięgając po przepowiednie, które wszyscy przecież znają, ale - czy ksiądz np. uważa, że kardynał z Afryki to byłby ktoś niepozbawiony szans? - Nie jest pozbawiony szans. Myślę, że gdyby była taka potrzeba, gdyby się znalazł ktoś, kto ogarnąłby sprawy Kościoła swoją refleksją, swoim umysłem, nie ma przeszkód - ani w stosunku do Afryki, ani do Azji, czy Ameryki. A zdaniem księdza takiej potrzeby nie ma? Nie warto, żeby Kościół wyrwał się z tego europejskiego kręgu, który jednak dzisiaj dominuje Kościół? - Nie jestem aż taki mądry, żeby to rozstrzygać. Słuchacze pytają z nadzieją: a może Polak? Myśli ksiądz, że jest jakakolwiek szansa? - Można poradzić któremuś... Mam wśród tych wyborców papieża dwóch swoich uczniów. Mogę poradzić któremuś, żeby wziął bilet tylko w jedną stronę. To, któremu by ksiądz biskup poradził? - A nie... Dajmy spokój, żartujemy. Ksiądz ma swojego faworyta tego konklawe? - Owszem mam - i to nie od dziś, bo już po śmierci Jana Pawła II uważałem, że Angelo Scola, który był wtedy patriarchą Wenecji, jest człowiekiem, który dałby sobie rade z tym problemem papiestwa. Dziś jest w Mediolanie. Zobaczymy. Ale to zdaniem księdza jest faworyt również konklawe? W tym sensie, że ma największe szanse? Czy jest to faworyt księdza biskupa? - Nie, ja takich rachunków nie próbuję robić. A zdaniem księdza biskupa, polski Kościół będzie miał swojego faworyta tego konklawe? - Myślę, że tak. I kto to będzie? - A to proszę zapytać polskiego Kościoła. Polski Kościół na razie ukrywa to głęboko... - Myślę, że nie muszą być jednomyślni. To jest kwestia indywidualnej odpowiedzialności.