- Szkoda mi ludzi, którym władze grożą wyrzuceniem z pracy. Często ludzie nie wiedzą nawet, o co chodzi. Jednym mówią, że obowiązkowo trzeba podpisać, bo chodzi o przyjaźń między Polakami i Białorusinami. Innych okłamują, wobec jeszcze innych jest presja, na przykład w szkołach na rodziców - skomentowała Borys. W liście, określonym jako "apel obywateli Białorusi narodowości polskiej", zapewnia się, że władze w Mińsku nie łamią praw mniejszości polskiej, a Andżelika Borys nie jest upoważniona do jej reprezentowania. - Akcja ta przypomina czasy Związku Radzieckiego, kiedy też, żeby pokazać swoją siłę i wiarygodność, zmuszano do składania podpisów - oceniła szefowa ZPB. Na pytanie, czy apel w ogóle jest pokazywany ludności, Borys odpowiedziała: - To jest bardzo różnie. Niektórym w ogóle nie jest przedstawiany, tylko (mówi im się), że chodzi o przyjaźń polsko-białoruską. Na przykład w niedużym miasteczku Porozowie przychodzono do starszych kobiet i mówiono, żeby podpisały, jeżeli nie są przeciwko Polsce - powiedziała Borys. - W niektórych przypadkach - dodaje prezes ZPB - nawet apelu nie czytano, tylko dawano do podpisu i ludzie podpisywali. Na przykład w Grodnie, w szkole nr 37, czy w szkole nr 20, dyrekcja nakazała nauczycielom, żeby przekazali rodzicom, iż w trybie obowiązkowym mają podpisać apel, żeby dzieciom nie groziły konsekwencje. Andżelika Borys zaznaczyła, że "niektórzy w ogóle nawet nie wiedzą, jaka jest treść apelu". - Zbieranie podpisów prowadzą wydziały ideologii białoruskich władz - sprecyzowała w rozmowie. Sygnatariusze apelu zapewniają, że "państwo białoruskie nie naruszało i nie narusza praw obywateli deklarujących związek z mniejszościami narodowymi". - W naszym kraju stworzone są wszelkie warunki do otrzymania wykształcenia w języku polskim i jego nauki, ochrony i rozwoju dziedzictwa historyczno-kulturalnego narodu polskiego. Wszystkie Domy Polaka (pisownia oryginalna) istniejące na terenie republiki, aktywnie realizują działalność kulturalno-oświatową - twierdzą autorzy listu. Oceniają, że Andżelika Borys i jej "nieliczne otoczenie (...) zdyskredytowało się (...) ciągłymi próbami rozpalania konfliktów wśród Polonii". Działaczy lojalnych wobec Borys określają jako "małą grupkę pretendującą do głośnego reprezentowania prawie na całym świecie polskiej mniejszości narodowej na Białorusi". - Prosimy o zorganizowanie spotkania naszych przedstawicieli z oficjalnymi przedstawicielami RP, a także o podjęcie kroków w celu zakończenia rozpasanego w polskich mediach fałszu - apelują sygnatariusze listu. Wyrażają nadzieję, że "dyskryminacyjna polityka polskich władz wobec ich rodaków zakończy się". Według działacza polskiego na Białorusi, Andrzeja Poczobuta, niemal wszyscy pierwsi sygnatariusze listu - ok. 30 osób - nie należą do Związku Polaków na Białorusi Andżeliki Borys. Do rozłamu na dwa kierownictwa polskiej organizacji doszło po zjeździe ZPB w marcu 2005 roku, na którym wybrano na prezesa Andżelikę Borys. Władze białoruskie nie uznały tego wyboru; doprowadziły do powtórzenia zjazdu i powierzenia stanowiska prezesa Józefowi Łucznikowi, czego z kolei nie uznały władze polskie. 19 września 2009 r. nowym szefem reżimowego ZPB został Stanisław Siemaszko.