W piątek wcześnie rano władze Londynu zdecydowały od zabezpieczeniu niektórych pomników w związku z zapowiedzianymi na godziny popołudniowe oraz na weekend demonstracjami ruchu Black Lives Matter oraz kontrmanifestacjami skrajnej prawicy. Wśród zasłoniętych pomników są m.in. statua Churchilla przed parlamentem, stojący w rządowej dzielnicy Whitehall The Cenotaph, który upamiętnia poległych w czasie obu wojen światowych, czy pomnik pierwszego czarnego prezydenta RPA Nelsona Mandeli. W trakcie zeszłotygodniowych manifestacji Black Lives Matter dwukrotnie napisano sprayem napisy na cokole pomnika byłego brytyjskiego premiera Churchilla - za pierwszym razem wulgarne hasło wymierzone w policję, za drugim - napis "był rasistą", a także próbowano podpalić brytyjską flagę na The Cenotaph. Johnson: Nie możemy udawać, że mamy inną historię "Pomnik Winstona Churchilla na Parliament Square jest stałym przypomnieniem jego osiągnięć w ratowaniu tego kraju - i całej Europy - przed faszystowską i rasistowską tyranią. To absurdalne i haniebne, że ten narodowy pomnik może być dziś narażony na atak niepohamowanych demonstrantów. Tak, czasami wyrażał on opinie, które były i są dla nas dzisiaj nie do przyjęcia, ale był bohaterem i w pełni zasłużył na pomnik" - napisał Johnson w serii wpisów na Twitterze. "Nie możemy teraz próbować edytować ani cenzurować naszej przeszłości. Nie możemy udawać, że mamy inną historię. Pomniki w naszych miastach i miasteczkach zostały postawione przez poprzednie pokolenia. Miały one różne perspektywy, różne rozumienie dobra i zła. Ale te pomniki uczą nas o naszej przeszłości, ze wszystkimi jej wadami. Zburzenie ich byłoby kłamstwem o naszej historii i zubożeniem edukacji przyszłych pokoleń" - podkreślił brytyjski premier. Ataki agresji Johnson zaznaczył, że rozumie uzasadnione poczucie gniewu z powodu tego co stało się w Minneapolis, ale protesty te zostały przejęte przez ekstremistów, których celem jest podsycanie agresji. Zapewnił, że ataki na policję i niemające uzasadnienia akty przemocy nie będą tolerowane, zaś jedynym odpowiedzialnym zachowaniem w tej sytuacji jest trzymanie się z daleka od tych protestów. Również Sadiq Khan, wywodzący się z opozycyjnej Partii Pracy burmistrz Londynu, wezwał do tego, by zrezygnować z udziału w protestach, choć on wskazywał przede wszystkim na fakt kontrmanifestacji ze strony skrajnej prawicy, co może doprowadzić do aktów przemocy. Rozprawa w ciągu doby W piątek dziennik "The Times" napisał, że minister sprawiedliwości Robert Buckland oraz minister spraw wewnętrznych Priti Patel planują zastosować w odpowiedzi na ewentualne zamieszki takie same procedury, jakie miały miejsce w trakcie rozruchów w Londynie w 2011 roku, tzn. że każdy przyłapany na aktach wandalizmu, niszczeniu mienia i atakach na policjantów miałby stanąć przed sądem w ciągu 24 godzin, a godziny pracy sądów zostałyby wydłużone. 200 demonstracji W prawie 200 demonstracjach Black Lives Matter w zeszły weekend - które odbywały się mimo zakazu zgromadzeń z powodu epidemii koronawirusa - wzięło udział w całym kraju ok. 155 tys. osób. Aresztowano podczas nich ponad 130 osób, zaś obrażenia odniosło 62 policjantów. Ich pierwotną przyczyną była śmierć 25 maja w Minneapolis w USA Afroamerykanina George'a Floyda, który zmarł w wyniku interwencji policji. W trakcie niedzielnej demonstracji w Bristolu tłum obalił pomnik Edwarda Colstona, kupca, handlarza niewolnikami, posła i zasłużonego dla miasta filantropa; monument został następnie pomalowany sprayem, przeciągnięty przez ulice miasta i wrzucony do kanału. Z Londynu Bartłomiej Niedziński