Boris Johnson nad planem ma pracować od co najmniej ponad miesiąca. Swój pomysł miał przedstawić już prezydentowi Ukrainy Wołodymyrowi Zełenskiemu 9 kwietnia podczas swojej wizyty w Kijowie. Jak donosi włoski dziennik, na czele nowej inicjatywy stanęłaby Wielka Brytania i obejmowałaby, oprócz Ukrainy, także Polskę, Estonię, Łotwę i Litwę, a potencjalnie również Turcję w późniejszym terminie. Rząd w Kijowie nie zajął stanowiska wobec brytyjskiej inicjatywy, ale na razie też jej nie powstrzymuje. "Ukraińskie elity przekonały się, że w w Niemczech i Francji bardzo niewielu liczy na pokonanie Władimira Putina: opóźnienia w sankcjach i wysłaniu broni wykopały polityczną fosę" - pisze włoski dziennik. Czy Ukraina otrzyma status kandydata? Zełenski ma więc czekać na szczyt UE 23 czerwca, kiedy przywódcy 27 krajów zostaną wezwani do podjęcia decyzji, czy uznać Ukrainę za "kandydata". Nie wiadomo jednak, czy taka decyzja zapadnie, m.in. dlatego, że mogłaby wywołać protesty Albanii i Macedonii Północnej, które od lat czekają na status "kandydata". Przywódcy 27 państw mogą ograniczyć się do niejasnego stwierdzenia, że Kijów ma "perspektywę europejską". W takim przypadku Zełenski mógłby potraktować alternatywną ofertę Borisa Johnsona poważniej. Niewykluczone też, że plotki o tych kontaktach będą krążyć teraz, właśnie po to, by wywrzeć presję na europejskich przywódców przed czerwcowymi decyzjami. Brytyjski projekt to może być jednak kolos na glinianych nogach - komentuje włoska prasa. Nie wiadomo też czy Polska albo kraje bałtyckie podejmą inicjatywę, która mogłaby zagrozić stosunkom z Brukselą.