9 lipca Johnson ustąpił ze stanowiska szefa dyplomacji w ramach protestu przeciwko tzw. porozumieniu z Chequers, czyli proponowanemu przez premier Theresę May modelowi przyszłych relacji Wielkiej Brytanii z Unią Europejską. Polityk tłumaczył w pożegnalnym oświadczeniu w Izbie Gmin, że jego zdaniem wypracowaną w pierwszych miesiącach po referendum z czerwca 2016 roku rządową wizję "globalnej Wielkiej Brytanii", zaprezentowaną przez premier May podczas przemówienia w Lancaster House w styczniu 2017 roku, "spowił cień zwątpienia w siebie". Zaznaczył, że choć "unijni przyjaciele i partnerzy", komentatorzy oraz rynek "polubili wizję z Lancaster House", rozumieli ją i tego "spodziewali się od ambitnego partnera", to rząd "nigdy nie poszedł z nią do Brukseli i nie przekuł jej w ofertę negocjacyjną". "Zamiast tego mieliśmy rozterki i spaliliśmy kapitał negocjacyjny" - ocenił Johnson. "W ramach stopniowego wycofywania się przesunęliśmy się od jasności Lancaster House do porozumienia w Chequers" - podkreślił Johnson, mówiąc o rządzie May. "Porównajmy je ze sobą: w Lancaster House mówiliśmy, że prawodawstwo będzie ponownie 'tworzone w Westminsterze', a Chequers zobowiązało się do 'ciągłej harmonizacji' ze wspólnymi zasadami UE; w Lancaster House twierdziliśmy, że byłoby niewłaściwym 'przestrzeganie zasad i regulacji UE bez prawa głosu nad tym, jakie są', a w Chequers zgadzamy się na przyjmowanie unijnych zasad" - wyliczał Johnson. "Po dekadach, w których brytyjscy ministrowie jeździli do Brukseli i stanowczo protestowali przeciwko kosztownym unijnym regulacjom, teraz twierdzimy, że musimy zaakceptować wszystko (...) w imię zdrowia naszej gospodarki, nie mając żadnego prawa głosu ani sposobu ochrony naszych firm i przedsiębiorców" - argumentował były minister spraw zagranicznych. Polityk w szczególności skrytykował fakt, że w toku negocjacji kwestia przyszłego statusu Irlandii Północnej i granicy z Irlandią "stała się tak ciężka politycznie, że zdominowała całą debatę". Jednocześnie narzekał, że przedstawiane przez niego propozycje rozwiązania tego problemu "nie były nawet rozważane"; nawet sama dyskusja na ich temat była traktowana jako "temat tabu" - dodał. Johnson także ocenił ostro, że przedstawiona przez May propozycja przyszłych relacji z UE, której szczegóły zaprezentowano w opublikowanej w ubiegłym tygodniu białej księdze - stawia Wielką Brytanię w roli "wasala gospodarczego" Wspólnoty. "Jeszcze nie jest za późno, żeby ratować brexit" Były szef MSZ zastrzegł jednak, że "jeszcze nie jest za późno, żeby uratować brexit". "Mamy jeszcze czas w tych negocjacjach i zmieniliśmy naszą strategię już raz, więc możemy to zrobić ponownie" - stwierdził Johnson, dodając: "Musimy spróbować teraz, bo nie będziemy mieli kolejnej szansy na to, aby to zrobić odpowiednio". Johnson przekonywał ponadto, że rząd powinien "ponownie celować w realizację wspaniałej wizji z Lancaster House: silnej, niezależnej i samorządnej Wielkiej Brytanii, która jest naprawdę otwarta na świat, a nie nędzny, ciągły stan zawieszenia jak z Chequers i demokratyczną katastrofę 'ciągłej harmonizacji' bez szansy wyjścia ani możliwości zabrania głosu". Johnson faworytem do zastąpienia May 54-letni polityk był jedną z wiodących postaci w trakcie kampanii za wyjściem Zjednoczonego Królestwa z UE przed referendum w czerwcu 2016 roku. Po zwycięstwie zwolenników brexitu był jednym z wymienianych kandydatów na nowego premiera, ale ostatecznie nie zdecydował się ubiegać o to stanowisko. Pomimo zajmowania stanowiska szefa MSZ w rządzie May od początku jej premierostwa Johnson wielokrotnie publicznie spierał się z premier w sprawie strategii negocjacyjnej i sugerował, że popełnia ona błędy taktyczne w dyskusjach z Brukselą. Po ubiegłotygodniowej rezygnacji ze stanowiska polityk ponownie stał się jednym z faworytów do zastąpienia May jako potencjalny kandydat bardziej eurosceptycznego skrzydła Partii Konserwatywnej. Z Londynu Jakub Krupa (PAP)