"Ludzie mają prawo protestować w sposób pokojowy, jeżeli zachowują dystans społeczny, ale nie mają prawa atakować policji. Te demonstracje zostały zniweczone przez bandytyzm i są one zdradą sprawy, której rzekomo służą. Odpowiedzialni zostaną pociągnięci do odpowiedzialności" - napisał brytyjski premier na Twitterze. Dziesiątki tysięcy ludzi ponownie wyszło w niedzielę na ulice Londynu, aby protestować po śmierci George Floyda, Afroamerykanina, który zmarł w Minneapolis w USA w efekcie nadmiernie brutalnej interwencji tamtejszej policji. Niedzielne demonstracje w ciągu dnia miały spokojny przebieg, ale wieczorem - podobnie jak w sobotę - w rządowej dzielnicy Whitehall grupa uczestników zaczęła obrzucać policjantów butelkami i innymi przedmiotami i ponownie doszło do starć. Na razie policja nie podała liczby osób, które doznały obrażeń lub zostały zatrzymane. W sobotę podczas starć w tym samym rejonie miasta, w których brało udział 400-500 osób, obrażenia odniosło 14 funkcjonariuszy, w tym dwoje - poważne. Wcześniej w niedzielę w Bristolu w południowo-zachodniej Anglii tłum zrzucił z cokołu wykonany z brązu pomnik Edwarda Colstone, a następnie pomalowano go sprayem, przeciągnięto przez miasto i wrzucono do rzeki Avon. Colston to żyjący na przełomie XVII i XVIII w. kupiec, handlarz niewolnikami, poseł i filantrop. Był członkiem Królewskiej Kompanii Afrykańskiej, która wysłała ok. 80 tys. Afrykanów do Ameryki jako niewolników, ale zarazem był osobą bardzo zasłużoną dla Bristolu, gdzie fundował szkoły, szpitale i kościoły. Z Londynu Bartłomiej Niedziński