Akt oskarżenia, którego tekst ukazał się na Twitterze, sformułował minister spraw wewnętrznych Arturo Murillo. Ocenił on m.in., że Morales przed swoją dymisją i po niej podżegał do zamieszek, w wyniku których zginęło 35 osób. Wydanie nakazu zapowiadała w sobotę tymczasowa prezydent Boliwii Jeanine Anez, która oświadczyła, że Morales "nigdy niczego nie respektował, nawet konstytucji". Zgodnie z nakazem policja boliwijska ma obowiązek "aresztować i doprowadzić Juana Evo Moralesa Aymy do siedziby prokuratury". Lewicowy polityk Morales sprawował urząd prezydenta Boliwii przez prawie 14 lat. Wyjechał z kraju 10 listopada pod naciskiem armii, po trwających trzy tygodnie manifestacjach jego przeciwników i starć z policją. Twierdził, że padł ofiarą zamachu stanu. Moralesowi zarzucano zmanipulowanie ostatnich wyborów prezydenckich z października br., w których ogłosił się zwycięzcą zanim podano - ze znacznym opóźnieniem - ich oficjalne wyniki. Według nich uzyskał wybór na czwartą kadencję, ale obserwatorzy Organizacji Państw Amerykańskich wykryli liczne nieprawidłowości w przebiegu i organizacji wyborów. Morales wyjechał do Meksyku, który przyznał mu azyl polityczny. Później udał się na krótko na Kubę, a następnie do Argentyny, gdzie rząd nowego centrolewicowego prezydenta Alberto Fernandeza przyznał mu status uchodźcy. Morales, pierwszy prezydent Boliwii pochodzący z tubylczej ludności indiańskiej, nie rezygnuje jednak z udziału w życiu politycznym swego kraju. W zeszłym tygodniu, jak informują media, odwiedzili go w Buenos Aires czołowi politycy jego partii Ruch na rzecz Socjalizmu (MAS), aby omówić strategię na najbliższe wybory parlamentarne. Parlament Boliwii uchwalił w końcu listopada ustawę o rozpisaniu wyborów prezydenckich i parlamentarnych, w których Morales jednak nie będzie mógł startować. Daty wyborów jeszcze nie ogłoszono. Morales zadeklarował wówczas, że ma zamiar "wkrótce" powrócić do kraju i wygrać wybory.